sobota, 7 czerwca 2014

3

Setki pytań, setki myśli w głowie, a wszystkie krążą wokół jednego tematu. Dlaczego to zrobił? Po co mu to było? Był szczęśliwy z Dorotą. Już od 4 lat tworzyli udaną parę, jak mawiali inny zwyczajną i w swojej prostocie zarazem piękną. Imponowały mu słowa kolegów, którzy z zazdrością mówili mu, że wspaniale trafił, że Dębiec to wspaniała kobieta. On też tak myślał i myśli tak dalej, ale wszystko skomplikowało się w dniu tragicznego wypadku Dagmary i Darii. Dorota odsunęła się od niego i całą uwagę skupiła na bracie. Starał się to zrozumieć, bo przecież to co go spotkało było straszną tragedią. Godził się na wszystko. Spał w salonie na niewygodnej kanapie, nie sprzeciwiał się wyjazdom do domu Dawida, nie denerwował się, gdy szatynka nie przychodziła na mecz, choć z dużym wyprzedzeniem mu to obiecała. Poczuł się odtrącony. Nie poleciał na pierwszą lepszą dziewczynę, która pozwoliłaby mu na chwile zapomnienia w swoich ramionach. Nie szukał tego. Raz czy dwa poszedł na drinka do klubu. Pewnego wieczoru przysiadła się do niego urocza blondynka. Czuł, że nie widzi jej po raz pierwszy i się nie pomylił. Julita okazała się córką właściciela klubu z Podkarpacia. Musiał widywać ją na halach i stąd to wrażenie, że skądś ją zna. Od słowa do słowa oboje zdecydowali się na taniec, na jeszcze jednego kolorowego drinka. Nie skończyli na tam, a zabawy nie skończyli w klubie. Julita zabrała środkowego do swojego mieszkania. Nie był na tyle pijany, by nie wiedzieć co się wokół dzieje, ale nie przerwał tego. Pozwolił, by blondynka go uwiodła. Obudził się o po północy wtulony w jej nagie ciało i z ogromnym moralnym kacem. Ubrał się i wrócił do mieszkania. Było puste. Znów została na noc u brata, nawet nie napisała wiadomości. Nie musiała, bo on wiedział, że jest u niego. Gdy tylko miała jakieś podejrzenia, że Dawid czuje się źle, że nie może sobie poradzić ze samotnością po stracie najbliższych, starała się go od tego odciągnąć. Rozumiał to, ale on też miał swoje potrzeby. Chciał, by choć raz przyszła na jego mecz i powiedziała, że grał doskonale. Chciałby, by czekała na niego z kolacją i wypożyczonym filmem akcji na wieczór. Chciałby, by było jak kiedyś. Nie było. Julita dawała mu to, czego pragnął od swojej dziewczyny. Przychodziła na mecze, dopingowała i mówiła same komplementy po zakończeniu. Później zabierała na kolacje. Każda taka kolacja kończyła się w łóżku. Jest przecież facetem, potrzebuje bliskości innej kobiety. To co go łączy z Górską to czysta fizyczność. To absurdalnie brzmi, ale on cały czas kocha Dorotę. Skok w bok się już skończył. Skończył się też jego związek z Dębiec. Odeszła. Brutalnie weszła w życie, którego się bała. Miał jej pomagać. Miał ją prowadzić za rękę, gdy nie będzie potrafiła sprostać oczekiwaniom. Myliła się. Widział ją kilka razy pod biurem. Widać po niej, że wdraża się w to życie bez problemów. On nie potrafi wdrożyć w życie planu, w którym zabrakło miejsca dla Doroty. Miała być zawsze. Miał kupić pierścionek i prowadzić ich związek na dobrej drodze ku ostatecznej finalizacji. Ostatecznie związek się skończył, ale nie skończyła się jego miłość. Nie zamierza się poddawać. Poruszy niebo i ziemie, by szatynka znowu mu zaufała i dała się kochać.
-Piotrek ty musisz jej powiedzieć prawdę. O Julicie już wie, ale nie ma pojęcia o tamtym wieczorze…- o wieczorze w którym zginął Dawid, jej ukochany brat…

Znów wybrała brata,  nie jego. Obiecała, że przyjedzie na mecz, a w ostatniej chwili zmieniła plany. Napisała, że wróci późno, że Dawid odwiezie ją do domu. Wściekły, choć mecz zakończył się wygraną, wsiadł do samochodu i pojechał do pierwszego lepszego baru. Kilka kolejek palącej wódki przepłukało jego przełyk. Wyciszył się, ochłonął. Nie wiele mówił, nikogo nie zaczepił. Wypił co swoje i wyszedł. Wsiadł do samochodu. Miał świadomość, że nie powinien jechać samochodem w takim stanie, ale na przekór wszystkiego odpalił silnik. Za dużo w jego życiu mówi się teraz o samochodowych wypadkach. On nie zginie tak, jak bratowa i bratanica Doroty. Będzie jechał ostrożnie, nie ma daleko. Nie zastanawiał się czy dziewczyna będzie już w domu. Chciał, by już spała. Nie będzie musiał się jej tłumaczyć i nie będzie musiał słuchać jej tłumaczeń.
Godzina 1.00. Ostatnie skrzyżowanie i będzie w domu. Przysypiał, nie był skoncentrowany. Chciał przejechać na warunkowych skręcie w prawo. Nie zauważył, że zielona strzałka już zgasła. Wyjechał na środek, wymuszając pierwszeństwo. Poczuł tylko silne uderzenie z tyłu samochodu. Odwrócił się przez lewie ramię, widząc dymiący się samochód za jego tyłem. W normalnej sytuacji wysiadł by z samochodu i zapytał czy coś się nie stało i czy nie potrzebna jest pomoc medyczna. Odjechał, nie sprawdzając jak przedstawia się stan zdrowia osoby kierującej pojazdem. Miał nadzieję, że to tylko kolizja, że nic poważnego się nie stało.
Nie chciał parkować rozbitego samochodu pod ich mieszkaniem, więc prosto z miejsca zdarzenia pojechał do Lotmana. Walił do drzwi jak opętany, nie zważając na późną porę.
-Chodź, musisz coś zobaczyć. Nie wiem co mam robić!- pozwolił mu tylko założyć coś cieplejszego niż pidżama i łapcie. Kiedy stanęli przed rozbitym samochodem Nowakowskiego, blondyn niczego nie musiał tłumaczyć. Amerykański przyjmujący pobiegł do mieszkania i wziął swoją kartę, która upoważnia go do wjazdu na podziemny parking.
-Powiesz przynajmniej co się stało? Ktoś w ciebie przywalił czy co?
-Wsiadłem pijany do samochodu Paul. Ktoś uderzył we mnie z tyłu, a ja nawet nie wyszedłem i nie zapytałem co się stało. Mój samochód w sumie nie jest poważnie potłuczony, ale to zmienia faktu, że zachowałem się fatalnie. Co ja powiem Dorocie?

Wtedy to Dorota zadzwoniła pierwsza z wiadomością, że Dawid miał wypadek, że leży w szpitalu i walczy o życie. Zapytał czy wie co się stało. Mówiła o jakimś skrzyżowaniu, o z pozoru mało niebezpiecznej kolizji, którą w ostatecznym rozrachunku Dębiec przepłacił życiem. Co z tego, że zawiodły poduszki powietrzne w samochodzie. Co z tego, że jechał bez pasów, narażając siebie na niebezpieczeństwo. To on wsiadł do samochodu po pijanemu, to on uciekł z miejsca wypadku i to on ma świadomość tego, że przyczynił się do śmierci Dawida. O wszystkim wie tylko Lotman. Nowy samochód został szybko zutylizowany na szrocie. Może i zdziwieni mechanicy pytali dlaczego zdecydował się na takie radykalne kroki, ale nie musiał się z tego nikomu tłumaczyć. Dorota tylko raz zapytała co się stało samochodem, ale jej wcisnął historię o tym, że już dawno chciał zmienić samochód na inny, nowszy i lepszy. Kupiła to.
-Co mam jej powiedzieć? Jak to zrobić? Iść pod jej biuro i powiedzieć „ Kochanie, to w sumie przeze mnie zginął twój brat. Wybaczysz mi?”.- z góry wiedział, że Docia mu tego nie wybaczy. Nie wybaczy zdrady i tego, że przyczynił się do śmierci Dawida, że mu nie pomógł, że go zostawił, choć była szansa na to, by go uratować.
-Chcesz się tym zadręczać? Piotrek ty się marnujesz. Pijesz, sypiasz z jakąś pustą laską. Na twoim miejscu bym się nie wahał i szczerze porozmawiał z Dorotą. Nie możesz do końca życia udawać, że nic się nie stało.- stało się, ale kiedy prawda wyjdzie na jaw znikną szanse na to, że szatynka do niego wróci. Teraz też może być ciężko, ale zdrada to nie przyczynienie się do śmierci ukochanego brata. Boli i jedno i drugie, ale zupełnie inaczej.
- Masz rację. Powiem jej o wszystkim. Najpierw jednak przygotuję się na to, że mój świat rozsypie się jak domek z kart. Będzie miała prawo pociągnąć mnie do odpowiedzialności. Jako osoba karana nie będę mógł grać w klubie, a już na pewno nie w reprezentacji. Myślisz, że zostając z niczym oprę się pokusie piekącej cieczy?
-Zostaniesz z czystym sumieniem Piotrek i zobaczysz, że w przyszłości ci się to opłaci.- historia o niebie i piekle? Chyba teraz nie dla niego. Za dużo ma na głowie, by się zastawiać nad tym gdzie spocznie jego dusza po śmierci. Na razie ma do przeżycia jeszcze to co ziemskie i chciałby zrobić to możliwe jak najbliżej Doroty. Chciałby zaznać spokoju duszy i ciała, ale nie kosztem kontaktów z Dębiec.
-Pomożesz mi?- wie o wszystkim od samego początku, będzie mu łatwiej. Nie będzie musiał opowiadać o wszystkim Bartkowi, który i tak tego nie zrozumie, a może nawet odwróci się od niego, a on nie miał prawa by się dziwić. Rodzice odpadają. Są przekonani, że ich syn jest wzorem cnót wszelakich, a okazał się mordercą, choć może nie w takim podstawowym wymiarze.
-Pomogę. Piotrek ja cię nie skreśliłem. To był po prostu wypadek i ja wiem, że nie chciałeś tego zrobić. Niech to w końcu do ciebie dotrze.- położył rękę na jego ramieniu, zabierając z dłoni szklaneczkę whiskey.

~*~

Obiad w rodzinnym domu. Tu już nawet nie mówi się o Dawidzie. Ze ścian zniknęły wszystkie zdjęcia zmarłych. Nie została się nawet mała fotografia ze ślubu brata i Dagmary, nigdzie nie ma śladu po zdjęciu z chrzcin Darii. Nie ma nic. Są puste miejsca przy stole, jej odbijający się jak echo w głowie śmiech dziecka i śmiech szczęśliwych małżonków.
Nie mówię o tym jak mi idzie w pracy, nie wspominam o zmianie miejsca zamieszkania na dom Dawida. Nie mówię o rozstaniu z Piotrkiem. Dlaczego? Bo widzę, że coś się zmieniło, że nie ma już rodziny. Jest mama, tata i ja. Kiedyś byliśmy sobie bliscy, dziś więcej rozumie mnie moja sekretarka w pracy. Tłumaczę sobie to wszystko tym, że rodzice nadal są w szoku po tym co się stało. Ja też nie mogę powiedzieć, że przeszłam nad tym co się stało do porządku dziennego. Każdy do takich spraw podchodzi indywidualnie. Szkoda tylko, że w obliczu takiej sytuacji nie potrafimy trzymać się razem, nawzajem się wspierać i pomagać sobie.
-Dorotko chcielibyśmy ci z tatą coś powiedzieć…
-Mama i ja postanowiliśmy się rozwieść. Już długo przed śmiercią Dawida o tym rozmawialiśmy. Coś się między nami wypaliło, nie ma już między nami uczucia. Ja sobie, matka sobie, a dobrze wiesz, że nie powinno to tak wyglądać.- czy mnie to dziwi? Chyba nie. To tylko w oczach innych byliśmy żurnalową rodziną. W rzeczywistości rodzice często się kłócili, tata mieszkał nawet przez chwilę o swoich rodziców, ale znowu wrócił.
-No to skoro już tak sobie szczerze rozmawiamy to muszę wam powiedzieć, że ja i Piotrek rozstaliśmy się.- nie widzę sensu, by to ukrywać. Uważam też, że środkowy także powinien poinformować o wszystkich swoich rodziców, bo wtedy ja uniknęłabym niezręcznych rozmów.
-Jak to się stało? Byliście taką piękną parą…- wiem, że mama po ciuchu sporządzała już listę gości, od czasu do czasu dopisując nazwiska nowych koleżanek lub wykreślających tych wyeliminowanych sposobem naturalnym(śmierć) lub ze względu na słabnącą sympatię.
-Jak to nazwaliście sami, coś się między nami wypaliło…- po co miałam mówić, że mnie zdradził? To takie upokarzające dla kobiety. Chciałabym jednak, żeby ten kit z wypaleniem się był prawdą. Nic się w moim przypadku nie wypaliło. Mogę nawet powiedzieć, że cały czas coś od środka mnie rozpala tylko do końca nie jestem pewna czy to jeszcze miłość czy może już rozgoryczenie i nienawiść.
-Jesteś młoda, ułożysz sobie życie.- standaryzowane wypowiedzi w takich sytuacjach, którą można obstawiać w ciemno. Co tu mówić więcej? Że mam 27 lat i zostałam sama bez perspektyw na zamążpójście przed 30? Zdarza się. Jeszcze nie jestem wpędzona w lata, więc mogę starać się szukać kogoś dla siebie. Kogoś, kto mnie zrozumie i zawsze wysłucha. Kogoś, kto jednym uśmiech sprawi, że cały zły humor pójdzie w niepamięć. Kogoś kto nie potrafi nawet zrobić herbaty, bo zawsze pływają po jej wierzchu białe plamy. Kogo szukam? Kopii Piotra Nowakowskiego…


~*~
Co tydzień chyba nie dam rady dodawać, bo zaczęłam pracować. Na trzy zmiany, więc jakiś czas na pewno znajdę, ale przez pierwszy czas będę się musiała przyzwyczaić do nowego tryby życia. Muszę też się przyzwyczaić do tego, że piszę, że mam porozpoczynane blogi, które muszę dokończyć, bo tak sobie założyłam, że wszystko zawsze doprowadzę do końca. Na razie mam takie zbiorcze notki pod postami na blogach, ale w przyszłości powinno się to zmienić. Wiem, że to uciążliwe dostać informację, że pojawiło się tyle nowości, ale postaram się to zmienić w najbliższym czasie. Pozdrawiam :*

Zapraszam też tutaj:
Szesnastka-->tutaj<klik>
XXIV-->tutaj<klik>
#3-->tutaj<klik





czwartek, 22 maja 2014

2

Pierwszy dzień w pracy, kilka dni bycia wolną osobą. Ciężko mi było wstać dziś o 7, ale nie miałam wyjścia. Musiałam odrzucić od siebie ból głowy i gardło wołające o ogromne ilości mineralnej wody. W przeciągu kilku dni wypiłam jak na swoje możliwości dość dużo alkoholu. Trochę za dużo. Punkt 8 wstawiłam się w dużym biurowcu, w którym znajduje się siedziba firmy. Przywitało mnie kilka osób. Jedni mieli uśmiechy na ustach, inni grymas twarzy, służący za imitację śmiechu. Nie zamierzam pracowników rozstawiać po kątach. Nie jestem typem przywódcy, który lubi mieć wszystko pod kontrolą. Będę bazować na zaufaniu. Wiem, że Dawid skompletował sobie wspaniały zespół ludzi, którzy wiedzą czego się tutaj od nich oczekuje. Ja będę to wszystko nadzorować, ale bez przesady. Zdecydowanie bardziej wolę zająć się moją działką, czyli projektowaniem powierzchni zielonych.
Przed drzwiami gabinetu zatrzymuje mnie tabliczka. Dorota Dębiec- prezes. Ani mnie to nie ziębi ani nie parzy. Chyba to jeszcze do mnie nie dotarło. Wchodzę do środka ze sporym pudłem. Rozstawiam swoje szpargały po kątach, wyciągam na biurko laptop. Na tapecie zdjęcie moje i Piotrka. Siadam przy biurku i intensywnie się w nie wpatruję. Muszę z tym skończyć. Wykonuję kilka sprawnych ruchów na padzie i zmieniam obraz. Jakieś przypadkowe zdjęcie. Po pomieszczeniu rozchodzi się pukanie do drzwi. Pojawia się w nich moja sekretarka, Amelka. Wydaje jej dyspozycję. Mówię, że kawę będę robić sama. Nie zwykłam wysługiwać się innymi, więc tutaj też nie będę.
-Nie będę potrzebować też kierowcy, więc tę sprawę mamy już z głowy.- przełamałam się i będę przyjeżdżać sama. Może to trochę daleko, ale jak będę wyjeżdżać odpowiednio wcześnie to dam radę w bezpieczny sposób docierać do pracy na 8. Amelia wychodzi. Zostaję sama. Wszystko jest dla mnie takie nowe. Nawet mój strój do mnie nie pasuje. Zawsze śmieszyły mnie te damskie garniturki, a teraz sama mam ich w swoich szafie z 5, by jakoś prezentować się na tym stanowisku. Na razie do lamusa odeszły moje lubione ogrodniczki, ale ja jeszcze kiedyś na pewno przypomnę sobie, że sama lubię grzebać w ziemi i nie muszę się wysługiwać innymi, by wykonać swój projekt.
W gabinecie znów pojawia się sekretarka. Szatynka wtaszcza do środka kosz róż. Nawet  nie umiem powiedzieć ile ich jest. Na pewno dużo. Na pewno więcej niż dostałam kwiatów w całym dotychczasowym życiu.
-W środku jest liścik. Szczęściara z pani, pani Doroto.- na rozmowy o tym, że nie jestem panią Dorotą przyjdzie czas. Podchodzę do kosza i wyciągam ten liścik, choć właściwie i bez tego byłabym w stanie stwierdzić, że bukiet musi pochodzić od Piotrka.

Daj mi szansę to wyjaśnić. O nic nie proszę, tylko o kilka minut rozmowy. Będę czekał o 16 przed firmą. Proszę, nie uciekaj przede mną, musimy porozmawiać.
Kocham Cię
P.
Nie wiem, może ja wyglądam na idiotkę i dlatego otrzymałam od niego taki liścik? Co on chce mi wyjaśnić? Powinien raczej napisać, że chcę się wytłumaczyć, usprawiedliwić. To nawet może być zabawne. Jestem ciekawa jakich argumentów użyje. Kurczowo chwyci się tego, że go zaniedbałam? Międlę kartkę i wyrzucam ją do kosza. Biorę ten kosz i podchodzę z nim do biurka Amelii.
-Zrób coś z tym, najlepiej wywal do śmietnika. I następnym razem nie mów mi, że jestem szczęściarą, bo gówno wiesz o mnie i o moim życiu.- po co ja jej to powiedziałam? Żeby podnieść swoją wartość? Zapewne tak zadziałała moja podświadomość. To chore. Amelia pewnie teraz drży o swoją pracę, biegiem wynosząc kosz kwiatów, a ja siedzę za biurkiem i zastanawiam się jak mam z tego wykręcić. Na początek muszę przeprosić swoją pracownicę. Robię kawę, wyciągam z pudełka mleczną czekoladę i idę do niej. Wyciągam rękę na zgodę.
-Przepraszam. Powinnam ugryźć się w język zanim to powiedziałam. Muszę  się wiele nauczyć, by być panią prezes, a już na pewno tego, że nie przynosi się prywatnych problemów do pracy. Obiecuję, że to się już więcej nie powtórzy.- kostka czekolady działa cuda? W tym przypadku tak, ale ja naprawdę muszę się hamować, by taka sytuacja nie miała już miejsca. Przy okazji pytam jeszcze czy z tego miejsca jest jakieś inne wyjście poza głównym. Nie chcę widzieć się z Piotrkiem, nie mam ochoty z nim rozmawiać. Amelka ma dla mnie złe wiadomości. Owszem jest jedno wyjście, ale akurat teraz jest ono wyłączone z użytku, bo w tej części biurowca jest remont. To moje pierwsze poważne zadanie. Muszę sfinalizować tworzenie działu „architektura krajobrazu”, który ma być moją perełką i odskocznią od problemów. Brak możliwości ewakuacji to chyba dla mnie znak, że muszę się z tym zmierzyć. Może i powinnam. Spędziliśmy w końcu ze sobą tyle lat. Byłam szczęśliwa, czułam się bezpieczna. Te kilka minut ode mnie należy się Nowakowskiego jak psu zupa. Macham ręką, dziękując pracownicy za pomóc. Nie będę jak szczur przed nim uciekać. Nie będę jak struś chować głowy w piasek. Niech sobie nie myśli, że aż tak bardzo mnie zranił, że aż tak bardzo mnie to boli. To cierpienie zostawię tylko dla siebie. Wrócę do swojego nowego mieszkania i wtulę się w miśka. Nie mam pewności czy jego zlane łzami futerko wytrzyma kolejną falę mojej rozpaczy, ale nie mam nikogo. Zadzwoniłabym do Hani, ale nie chcę jej tym obarczać bo wiem, że jutrzejszego dnia stała by już w progu mojego gabinetu, zapominając o swoim życiu. Tak nie mogę. Już wystarczająco skomplikowało się moje, bym teraz miała być przyczyną komplikacji innych…
…wychodzę z biura. Poprawiam włosy, spięte w misternym koku. Nie marzę o niczym innym jak zrzuceniu tego uniformu i wbiciu się w porozciągane dresy. Pierwszy dzień w pracy od razu dał mi w kość. Chyba nie zdawałam sobie sprawy, że ta firma to taki moloch. Dziesiątki rozpoczętych inwestycji, dziesiątki przetargów, do których stają projektanci. Chcą wszystko wygrywać, a ja się zastanawiam jak ja to ogarnę. Chciałam się wyciszyć w skrzydle biura, w którym powstaje moja pracownia, ale tylko się zdenerwowałam. Zupełnie inaczej to sobie zaplanowałam, a zupełnie inaczej przedstawiało się to przed moimi oczami. Nawet kreślarskie biurko jest nie takie, jakie sobie życzyłam. Nie powiedziałam jednak słowa. Pozwolę im wszystko doprowadzić do końca, a potem sobie poprzestawiam wszystko po swojemu. Przez ten nawał obowiązków  zapomniałam o Piotrku. On nie zapomniał. Stoi obok mojego samochodu z bukietem róż, może mniejszym niż ten, którym uraczył mnie rano. Podchodzę do niego. Chce się ze mną przywitać, ale się odsuwam. Bez przesady.
-No to słucham. Powiedz mi co masz do powiedzenia, a potem daj w spokoju pojechać do domu, bo jestem zmęczona.- przyjmuję bukiet, ale bez większej ekscytacji wrzucam go na tylne siedzenie.
-A może pojechaliśmy byśmy na jakąś kawę? Ciężko mi o tym rozmawiać na parkingu.- zgadzam się. Proponuję mu miejsce w moim samochodzie, bo chyba przyszedł tu na pieszo.
-Nie patrz tak na mnie. W końcu się przełamałam i wsiadłam za kółku. Na mecz wtedy też przyjechałam sama, chciałam ci się tym pochwalić, ale wybrałeś inne towarzystwo…- boli fakt, że tak ze sobą rozmawiamy, ale z drugiej strony on nie może ode mnie wymagać cudów.
-Dorota to nie jest tak jak myślisz.- zawsze nie jest tak, jak myśli zdradzona kobieta. Bo to nigdy nie jest tak, że tylko mężczyzna jest winny. Ja wiem, że w naszym przypadku może i tak jest, dołożyłam swoje trzy grosze do tego, by Piotrek poczuł się opuszczony, ale wydawało mi się, że jesteśmy ze sobą na tyle blisko, by o tym rozmawiać. Gdyby mi powiedział, przemówił w jakiś sposób do rozsądku. Nie zrobił tego. Wybrał inne rozwiązanie.
-Spałeś z nią?- wypalam z prosto z mostu. Po co mam słuchać tego, że nie pamiętałam o jego potrzebach, że go zaniedbałam. Ja to wszystko wiem. Może byłabym w stanie mu wybaczyć gdyby powiedział, że szukał przyjaciółki do rozmów, do zwierzeń. On jednak spuszcza głowę i prawie szeptem mówi „Tak”, więc do czego doprowadzi ta rozmowa. Nie jestem w stanie wybaczyć mu zdrady. Podnoszę się ze swojego miejsca, rzucając na stolik 20 złoty za kawę. Piotr łapie mnie za rękę.
-Kocham cię Dociu i będę o ciebie walczył. Wiem, że popełniłem błąd, ale to nic nie zmienia. Nadal jesteś dla mnie najważniejsza. Julita nic dla mnie nie znaczy…- a mnie to już nie obchodzi. Wyrywam swoją dłoń z jego uścisku i wychodzę z kawiarni. Noga w wysokim bucie przekrzywia się. Pieprzone szpilki, których zawsze unikałam jak ognia. Kiedy wchodzę do samochodu, płaczę jak bóbr. Drżącymi dłońmi próbuje zabrać się za prowadzenie auta, ale szybko dochodzę do wniosku, że to nie jest dobry pomysł. Wychodzę z niego i zabezpieczam. Muszę się przejść i uspokoić. Wcześniej wyciągam z bagażnika ulubione trampki. I co z tego, że wyglądam jak idiotka w spodniach w kant i butach do biegania? Mnie jest tak wygodnie.
-Dorota?!- nie chcę się odwracać, choć wiem, że to nie Piotrek. To Lotman. Fajny z niego chłopak, taki pogodny i do pogadania, ale ja dzisiaj nie chcę z nikim rozmawiać. Udaję więc, że go nie słyszę, ale ten nie daje za wygraną. Podbiega do mnie i chwyta za ramię. Odwracam się w jego stronę i chyba przerażam, bo jego mina mówi wiele. No tak, tusz z rzęs zdążył spłynąć, a w podkładzie porobiły się zacieki. Muszę wyglądać koszmarnie.
-Dot chodź, odwiozę cię do domu. Boję się, że może stać się coś złego.- że niby mogę chcieć się zabić? Na pewno nie. Nawet przez chwilę o tym nie pomyślałam. Samobójcy nie idą do nieba, a ja chcę się po śmierci spotkać z Dawidem i jego rodziną. Muszę wypełnić swoją misję tutaj i odejść dopiero wtedy, gdy będę tam potrzebna. Korzystam z propozycji Paula, przynajmniej nie będę musiała się martwić swoim samochodem. Wracamy do niego. Amerykanin zajmuje miejsce kierowcy, ja pasażera. Jeździ bezpiecznie, więc się nie boję. Gdy podjeżdżamy pod dom, Lotman otwiera ze zdziwienia oczy. Mało kto wie, że ta willa należała do mojego brata, a teraz do mnie. Nie lubię się chwalić, a ten dom do najbiedniejszych nie należy. Garaż na cztery samochody, parter, dwa piętra. Duży ogród mojego projektu. Robi wrażenie, ale to co znajduje się w jego wnętrzu dużo mówi o stanie portfela jego poprzedniego właściciela.
-Chodź, w ramach podziękowania zapraszam na kawę. Będziesz moim pierwszym gościem tutaj.- nie zdążyłam się jeszcze nikomu pochwalić, że zmieniłam miejsce zamieszkania. Muszę zadzwonić do rodziców i powiedzieć im, że mój związek z Piotrkiem należy do przeszłości. Mam nadzieję, że blondyn zrobi to samo w stosunku do swoich rodziców, bo nie chciałabym niezręcznych sytuacji.
-To kawa czy może coś mocniejszego? I tak będziesz musiał zamówić taksówkę, więc chyba możesz sobie na to pozwolić?- jest pod wrażeniem, ale kiwa głową na znak, że nie pogardzi odrobiną trunku. Zostawiam go na chwilę na dole i biegnę do garderoby. W pośpiechu zmieniam biurowy uniform na koszulkę z Papą Smerfem i dresowe rybaczki. Czuję, że żyję.
Kiedy schodzę na dół, Lotman siedzi na kanapie. Ogląda album ze zdjęciami. Ślub Dagmary i Dawida oraz chrzciny Darii. Popijając wczoraj whiskey, dobijałam się wspomnieniami.
-Twój brat musiał wiele dla ciebie znaczyć. Rzadko się spotyka taką miłość między rodzeństwem.- wiem, już nie raz to słyszałam. Dla mnie oczywiste, ale wiem, że nie każdy ma taki kontakt z rodzeństwem. Może to też kwestia różnicy wieku? Nie jestem w stanie powiedzieć, że byłoby tak dobrze, gdyby Dawid był niewiele ode mnie starszy. Gdyby tak było, pewnie pralibyśmy się cały czas i darli ze sobą koty. Kiedy ja zaczynałam powoli rozumieć świat, on był już dorosły i częściowo niezależny. Imponował mi. Interesował się mną i troszczył. Gdy powiedziałam mu o Piotrku nie wyobrażał sobie, że nie pozna go dobrze i dopiero wtedy powie mi czy jest mnie wart. Jestem ciekawa co by powiedział teraz. Myślenie o Dawidzie i Piotrku jednocześnie wyraźnie mi nie służą. Stawiam przed przyjmującym szklankę z lekko brązowawą cieczą i dwiema kostkami lody. Ja nie piję bo wiem, że na jednej szklance się nie skończy, a jutro też jest dzień.
-On cię kocha Dorota. Nie wiem co się stało, do czego doszło między nim a Julitą, ale on mimo wszystko cię kocha.- właśnie, jest to mimo wszystko. A ja bym chciała bezwarunkowo, bez żadnych barier i przeciwwskazań. Nie umiałabym z nim być, nie po tym co się stało.
-Nie chcę o tym rozmawiać, wybacz.- wszyscy muszą rozmawiać o naszej sytuacji. Zdążyłam się do tego przyzwyczaić. W szatni Resovi jest gorzej jak w maglu. Nie raz Piotrek przynosił do domu takie plotki, o które nie posądziłabym nawet zagorzałych fanek prywatnego życia innych z mojego dawnego osiedla. Lotman wycofuje się, o nic już więcej nie pyta. Jestem mu za to wdzięczna. Siedzimy w milczeniu. On sączy alkoholowy roztwór, ja dopijam jabłkowy sok. Chce mnie o coś zapytać, czuję to. Nie odważył się jednak na to, za co jestem mu wdzięczna. Aż boję się pomyśleć, że mógłby mi zadać pytanie o moje uczucie do środkowego. Wtedy posypałabym się jak domek z kart, a tak to mogę udawać niezależną i zupełnie pogodzoną ze swoją samotność. Niestety, tylko udawać. 
~*~
Wróciłam, chyba na dobre... Z racji tego, że zdałam dziś maturę ustną z angielskiego to dodaję nowości prawie na wszystkich swoich blogach. Jeszcze nie wiem jak to będzie wyglądać jeśli chodzi o regularność. Chciałabym dodawać coś wszędzie raz na tydzień, ale nie wiem czy mi się uda :)
Zapraszam:
Piętnastka--->tutaj<klik>
XXIII--->tutaj<klik>
#2--->tutaj<klik>

niedziela, 20 kwietnia 2014

1

Wyciągnęłam z szafy piotrkową koszulkę z zamiarem przywdziania jej na dzisiejsze spotkanie. Wzięłam tę czarną przez wzgląd na żałobę. Od dawna nie miałam na sobie nic prócz czarnego swetra i czarnych jeansów. Nie mówiłam Piotrkowi, że będę na meczu. Zostawiłam sobie ten bufor bezpieczeństwa na to, że w ostateczności moje plany mogą spalić na panewce. Nie spaliły się. Przypominając sobie, że istnieje coś takiego jak podkład i tusz do rzęs, wyszłam z mieszkania i skierowałam się na przystanek. Na osiedlowym parkingu stoi moje auto. Kusi mnie. Cholernie mnie kusi, by do niego wsiąść, ale nie wiem czy powinnam. Od śmierci Dawida nie prowadziłam auta, a i samo podróżowanie na miejscu pasażera przestało sprawiać mi frajdę. Muszę się jednak odważyć. Nie chcę spędzać niebotycznie dużej ilości czasu w komunikacji miejskiej na dojazdach do pracy i z powrotem. Podchodzę bliżej, szukając w torbie zapasowych kluczyków. Jedne wiszą w domu. Przejeżdżam palcem po karoserii. Przypominam sobie widok samochodu bratowej zaraz po wypadku. Pamięć sama przywołuje niechciany obraz po ostatnim pożegnaniu z bratem. To wszystko sprawia, że odchodzę kilka kroków od samochodu z myślą, że nigdy już nie będę prowadzić. Zatrzymuję się. Podświadomość podpowiada, by spróbować. Pogoda jest dobra. Jak na początek grudnia nie jest zbyt ślisko, nie zalega śnieg i wszędzie można się dostać bez problemu. Wracam się. Otwieram automatycznie zamek w drzwiach i wsiadam do środka. Tak długo nie siedziałam po tej stronie. Za długo. Nie wiem czy potrafię, nie wiem czy chcę. Wkładam kluczyk do stacyjki. Robię standardowe przygotowanie do jazdy. Odpalam silnik. Przeraża mnie ten dźwięk, ale nie wycofam się. Wrzucam wsteczny i powoli wyjeżdżam z parkingowego miejsca. Boję się, ale jadę dalej. Walczę ze sobą i własną słabością. Każdy kilometr więcej na liczniku sprawia, że boję się coraz bardziej. W głowie zaraz pojawia się myśl co może się stać. Jadę wolno, ale ktoś może nie przestrzegać zasad na drodze. Mogę zginąć tylko dlatego, że jakiś wariat jedzie „wczorajszy” albo myśli, że te kilka minut wcześniej na miejscu go zbawi. Staram się jechać tak, by nie utrudniać ruchu, choć z chęcią nie przekraczałabym 20. Gdy widzę na horyzoncie Podpromię, oddycham z ulgą. Dojechałam, dałam radę. Jestem ciekawa reakcji Piotrka gdy się o tym dowie. Jestem pewna, że się ucieszy. Będzie myślał, że jego Docia wraca do niego.
-Dorota?!- zdziwiona Iwona Ignaczak biegnie w moim kierunku. Jej radosny okrzyk sprawia, że moją obecność zauważa więcej osób. Z samochodu wychodzi Natalia Akhrem. Czuję się jak widmo, które nie było tu dawno widziane. Przyjmuję uściski od koleżanek i odpowiadam na setki pytań. Dziewczyny omijają te związane z samopoczuciem po śmierci brata, a ja jestem im za to wdzięczna. Podejrzewam, że rozmowa o nim mogłaby zatracić mój cały zapał i chęć do działania.
-Chodźcie, chłopaki czekają!- pierwsza pewnym krokiem zmierzam w kierunku hali. W jej środku także czeka mnie powitanie ze strony pana Mietka, ochroniarza oraz pani Danusi, bileterki. Nawet nie myślałam, że wszystkim tak brakowało mojej osoby tutaj. Aż się boję pomyśleć jak bardzo przez ten czas brakowało mnie Piotrkowi. Będę dziś dopingować go z całych sił, by chociaż w ten sposób jakoś to wszystko mu wynagrodzić. Siadamy z dziewczynami na swoich miejscach. Zawsze trzymamy się razem, zajmując miejsca wśród kibiców. Już raz siedziałam w loży dla VIP-ów i chyba jeszcze nigdy tak się nie wynudziłam, jak właśnie tam. Zawodnicy Zaksy już się rozgrzewają, zaraz po nich wychodzą zawodnicy rzeszowskiej drużyny. Mojej drużyny, drużyny mojego chłopaka. Chciałabym, by przez chwilę popatrzył w moją stronę, ale się nie udaje. Jest skupiony. Odbija piłkę w parze razem z Grześkiem Kosokiem. Fakt, siedzę trochę w niewidocznym miejscu, ale jego wzrok kilka razy uciekł w stronę właśnie tego sektora dla „wybrańców”. Może nie wiem nic o przyjeździe jego rodziców albo brata? Nie no, na pewno by mi powiedział, bo wtedy zatrzymaliby się w naszym mieszkaniu. Musi chodzić o coś zupełnie innego. Nie zastanawiam się nad tym. Mecz się rozpoczyna. Pierwszy raz od bardzo dawna coś tak bardzo mnie zajmuje, bez reszty pochłania moje myśli. Klaszczę, skaczę i krzyczę. Przyjemnie jest patrzeć na twarz ukochanego mężczyzny, który kolejny raz odnosi zwycięstwo, który przyczynia się do końcowego sukcesu.
Gdy mecz się kończy, kibice ruszają z miejsc, by przy trybunach złapać swoich ulubieńców. Ja chcę złapać jednego, prywatnego ulubieńca. Moje współtowarzyski rozchodzą się po hali w poszukiwaniu swoich mężczyzn. Ja już swojego namierzyłam. Stoję już jedną nogą na parkiecie i już chcę głośniej krzyknąć jego imię, gdy dostrzegam jego ręce obejmujące inną kobietę. Nie znam jej. Nie przypominam sobie, by w naszym otoczeniu była jakaś blondynka o cholernie idealnej figurze i nienagannym stylu. Stoję w miejscu, czując na swoim ramieniu dłoń Iwony.
-Myśleliśmy, że to wasza znajoma. Nie chcę nic mówić Dorotko, ale już kilka razy widziałam ją tutaj.- uśmiecham się krzywo. Co mam jej powiedzieć? Że najprawdopodobniej mój Piotrek ma romans? Jak mam odbierać te słówka szeptane do uszka? Kiedy jego usta całują czubek jej głowy, moje serce zaciska się w bolesnym skurczu. Ta część odpowiedzialna za miłość do Nowakowskiego niemiłosiernie boli.
-Idź i pokaż mu, że tu jesteś. To nie może się tak skończyć.- to się właśnie tak kończy. Nie będę się przed nim płaszczyć. Nie będę robić scen zazdrości. Odejdę z godnością. Przelotnie całuję policzek Ignaczak i w miarę ukradkiem wychodzę z hali. Zakładam płaszcz i naciągam na głowę kaptur. Kiedy znajduję się we wnętrzu samochodu, wybucham. Nie potrafię opanować łez i tego wycia bezsilności. Straciłam go. Czemu mam poczucie winy? Czemu mi się wydaje, że zasłużyłam sobie na to? Zaniedbałam go. Zajęłam się sobą i zapomniałam o tym, że on też ma potrzeby, że też potrzebuje wsparcie z mojej strony. Nie znalazł go, więc szukał. Znalazł. Dźwięk silnika już mnie nie przeraża. Jadę zdecydowanie szybciej, bez tej szczególnej ostrożności. Instynktownie samochód prowadzę w kierunku cmentarza. Parkuję przy głównej bramie i wysiadam. Nie myślałam, że tak szybko przyjdę w to miejsce po ostatniej wizycie. Gdzie mam iść, gdy nie idzie i nie wiem co robić? Kto pocieszy moje zranione serce? Świadomość, że jestem blisko brata.
-Straciłam go braciszku. Chyba na własne życzenie. Przestał mnie kochać, a ja w momencie kiedy widziałam, że go tracę poczułam, jak bardzo mi na nim zależało i zależy nadal.- paradoks prawda? Najbardziej pożądamy tego co już stracone albo nieosiągalne. Siedzę na ławce i płaczę. Nie zauważam, że zaczyna padać deszcz. Łzy mieszają się opadami atmosferycznymi. Robi się zimno, pewnie jest poniżej 0. Nie powinnam tu siedzieć w tym cienkim płaszczu i bez szalika i rękawiczek. Powinnam wracać do domu, ale nie chcę. Nie mam gdzie wrócić. Nie chcę się teraz spotykać z Piotrkiem, nie dzisiaj. Muszę sobie to ułożyć w głowie na spokojnie. Zastanowić się co mu powiem.
-Zostałam już zupełnie sama. Nie chcę tak żyć…- co to za życie. Zaczyna padać deszcz. Rzęsisty. Jego strugi zacinają mi w twarz. Jest mi piekielnie zimno. Trzęsę się cała, ale nie wstaję z ławki. Uparcie liczę na to, że posiedzę tu jeszcze chwilę i zrobi mi się lepiej. Nie jest tak. Jest gorzej. Kicham. Przepłacę tę wizytę tutaj porządnym przeziębieniem. Nigdy nie należałam do osób odpornych.
-Niech pani idzie już do domu, bo się przeziębi. Jutro pani przyjdzie.- głos jest mi znany. Ja sama jestem znana na tym cmentarzu, w końcu jestem tu od jakiegoś czasu codziennie. I chyba znów do tego wrócę. Miałam żyć na nowo, ale teraz nie mam motywacji. Chciałam dla Piotrka wrócić do normalności, ale on jej poszukał w ramionach innych. Wracam do domu. chociaż to teraz nie jest już dom. To cztery ściany, w których będę musiała odbyć najtrudniejszą rozmowę życia. Będę musiała powiedzieć Nowakowskiemu, że widziałam go z inną, że nie chce już z nim mieszkać. Co zrobię? Nie chcę wracać do rodziców, bo nie zwykłam wchodzić dwa razy do tej samej rzeki. Zresztą nie chcę im dać satysfakcji. Nie byli zadowoleni faktem, że wyprowadzam się do Piotrka. Ojciec mówił, że to pochopna decyzja, że będę żałować. Nie chcę słuchać na każdym kroku „ A nie mówiłam…”. Będę musiała zamieszkać w mieszkaniu Dawida. Klucze mam przy sobie, bo mieszkanie także jest na mnie. Brat po śmierci żony i córki wszystko zapisał na mnie. Nawet nie wiedziałam, że spisał testament. Gdybym wiedziała, na pewno bym to zanegowała. Mam 26 lat i jestem obrzydliwie bogata. Mam 120 -metrowe mieszkanie w centrum Rzeszowa, ze trzy razy większy dom na obrzeżach miasta, domek na mazurach. Do tego muszę doliczyć dwa samochody. Wysłużoną Hondę civic i terenowe Volvo. Po co mi to wszystko, skoro jestem sama jak pies? Myślałam, że kiedyś z Piotrem przeniesiemy się do tego domu po bracie. Gdzieś przecież w głowie odbijały się plany związane ze ślubem, z dziećmi. Chciałam stworzyć wspaniałą rodzinę na miarę tej, jaką miałam sama. Nie wyszło na razie i kto wie czy wyjdzie kiedyś. Nie mam siły przechodzić od nowo tego wszystkiego. Nie wiem nawet czy umiałabym pokochać kogoś równie mocno jak siatkarza. Na chwilę obecną wydaje mi się to nie możliwe…

…kiedy wracam do mieszkania dochodzi prawie północ. Piotrek jest w domu, bo w sypialni znów jest zapalone światło. Chciałam bezszelestnie przemknąć do łazienki, ale nie wyszło. Niechcący potrąciłam parasol stojący w rogu mieszkania. W mgnieniu oka obok mnie pojawił się blondyn. Był wyraźnie zmartwiony, ale i szczęśliwy zarazem. Martwił się o mnie? Zupełnie niepotrzebnie. Jestem ciekawa jak długo by mnie okłamywał, gdybym nie wybrała się dzisiaj na ten mecz. Nie wierzę, że mój Piotrek mógł zachować się w tak dwulicowy sposób. Nie miałam pojęcia, że tak lubuje się w podwójnym życiu.
-Martwiłem się o ciebie. Gdzie ty byłaś tyle czasu?! Do tego jesteś przemoczona do ostatniej nitki!- podnosi głos, ale przytula do siebie mocno. Brakowało mi tego. Chłonę jego obecność jak gąbka wodę. Tak bardzo chciałam się do niego przytulić po meczu i powiedzieć, że się zmienię, że będę Docią w której się zakochał. Na myśl, że inna przytula się do niego w taki sam sposób jak ja, robi mi się nie dobrze. Odsuwam się od niego. Mam plan. Chcę, by poczuł, że zabolało mnie to. Nie chcę prosto z mostu powiedzieć mu o tym, że widziałam go z inną. Chcę, by go dotknęła ta wiadomość. Mam plan. Chytry i cyniczny. Serce zimne jak lód mi w tym pomoże, zrobię to bez emocji.
Ściągam z siebie mokre ubrania. Powinnam to zrobić w łazience, ale robię na jego oczach.  Koszulka przykleiła się do mojego ciała. Zdejmuję ją i rzucam w kąt. Koronkowy stanik także jest wilgotny, więc pozbywam się go.
-Dociu co ty robisz?
-Chcę się z tobą kochać Piotrusiu…- na dowód tych słów razem z mokrymi spodniami ściągam figi. Jestem zupełnie naga. Z trudem opanowuję drżenie ciała. Jakby nie patrzył jest mi trochę zimno. Nowakowski nie podejmuje rękawicy. Jest oszołomiony. Nie pozwoliłam mu się dotknąć od pogrzebu Dawida. Nie uprawialiśmy seksu przez trzy miesięcy. Może to rzeczywiście za długo. Może to ja jestem winna tego, że Piotrek znalazł sobie inną. Odrzucam tę myśl od siebie. Gram z nim. Opieram się o ścianę, unosząc ręce do góry. Ma przed sobą zarys mojej figury, podobno idealnej. Chwytam jego dłonie i kieruje je na swój biust. Piotrek zaczyna pracować. Ugniata je lekko, przeciskając przez palce brodawki. Nie mówi nic, ja też już nic nie mówię. Bierze mnie w ramiona i zanosi do sypialni. Całuje moje usta, schodzi niżej i niżej. Gdy zatrzymuje się blisko mojej kobiecości, zaciskam nogi. On myśli, że to taka gra wstępna, że tak łatwo mu się nie dam. Znów wraca do moich ust, a gdy nasz wzrok się spotyka, patrzę na niego chłodno.
-Aż tak bardzo ci tego brakowało, że postanowiłeś znaleźć sobie inną?- czyż nie wykazałam się cynizmem? Rozbudziłam go do granic możliwości, zadziałam na jego męskość. Pozwoliłam mu uwierzyć, że może wracać od innej do mnie i udawać, że nic się nie stało. A stało się. On teraz też to wie, bo ja się zorientowałam.  Miał na pewno inny plan. Każdy zdradzający mężczyzna ma inny plan.
-Dorota ja…
-…ja mam inną kobietę, dlatego uważam, że nie powinniśmy się już spotykać. Pokazałem swoim zachowaniem, że nic dla mnie nie znaczysz. No, ale z drugiej strony kotku co ty sobie myślałaś, że ja nie mam swoich potrzeb? Nie dawałaś dupy przez trzy miesiące więc wybacz, ale musiałem sobie kogoś znaleźć.- kończę za niego. Jest w szoku. Nie wie co powiedzieć. Nie wiem nawet czy nie zapomniał, że istnieje coś takiego jak mowa. Wstaję z łóżka, zabierając z fotela swój szlafrok.
-Nie musisz szukać nowego mieszkania, ja się jutro wyprowadzę. To koniec Piotrek. Nie zaprzeczyłeś, nawet nie próbowałeś kłamać. Wykazałeś się szczerością, ale szkoda, że tak późno. Byłam dziś na hali. Chciałam cię wspierać i pokazać, że wracam do ciebie. Nie miałam do kogo, niestety…- Dorota Dębiec skazana na samotność. Całkowitą. 

~*~
Wracam po tak długiej przerwie, że sama nie wiem czemu zaczynam akurat od tej historii. Może dlatego, że jestem pod wrażeniem wyczynu drużyny z Rzeszowa? "Nigdy nie lekceważ serca mistrza"-najpiękniejsze słowa jakie ostatnio dane było mi przeczytać. Kochane czytelniczki możecie być dumne ze swojego klubu. Mówi Wam to zdeklarowany kibic Skry.
Za dwa tygodnie matura...Mam nadzieję, że pójdzie dobrze. 
Pozdrawiam oraz Wesołych Świąt Wam życzę! :*

środa, 11 grudnia 2013

Prolog

Boli. Boli jak jasna cholera. Sama nie wiem już co bardziej. Nie wiem co mocniej rozrywa moje serce. Jestem pierdoloną masochistką. Wiem, że każda wizyta na cmentarzu kończy się tak samo, a mimo wszystko nadal tu przychodzę. Od trzech miesięcy jestem tu każdego dnia. Nie rozumiem mamy, która nie pojawiła się tu od dnia pogrzebu. Nie rozumiem taty, który zachowuje się tak, jakby nic się nie stało. Nie mam pojęcia dlaczego jego przyjaciele nie przychodzą, by zmówić cichą modlitwę i zapalić symboliczny znicz. Ja jestem tu codziennie. Codziennie wynoszę jedną białą różę i przynoszę następną. Codziennie opalam sobie kciuk zapalniczką, próbując zapalić znicz. Codziennie wylewam tu morze łez zadając sobie pytanie, dlaczego to właśnie jemu i mnie musiało się to przydarzyć. Zawsze mówił, że mnie nie zostawi, że musi mnie oddać w bezpieczne ręce innego mężczyzny. Mój kochany starszy brat. Jedyny w swoim rodzaju, po prostu najlepszy.
-Cześć przystojniaku…- siadam na ławce przed nagrobkiem po skończonej modlitwie. Wpatruje się w jego zdjęcie. Za każdym razem przypominam sobie dzień, w którym zostało zrobione. Dzień przed jego ślubem. Miałam wtedy 15 lat. Dawid był ode mnie starszy o 11. Wszyscy mówili, że to duża różnica, ale my tego nie odczuwaliśmy. Przy nim zawsze czułam się wyjątkowa, choć na co dzień miałam dość nisko samoocenę. Nigdy mu nie zazdrościłam. Zawsze mocno trzymałam kciuki i wierzyłam, że zawsze będzie szczęśliwy jak dzień przed ślubem, w jego trakcie jak i zaraz po nim. Tylko przez chwilę bałam się, że gdy brat założy rodzinę, to moja osoba zejdzie na dalszy plan. Musiałam się z tym liczyć i nawet próbowałam się do tego przyzwyczaić. Przestałam przesiadywać w jego biurze całymi dniami, gdy tylko nie musiałam iść do szkoły. Złapałam fajną przyjaźń, nawet zdążyłam się zakochać. Byłam gotowa odejść w cień, oddać miejsce w hierarchii najważniejszych kobiet w jego życiu. Kiedy składałam mu życzenia na nową drogę życia powiedział mi, że nic się nie zmienia. Nadal jestem jego ukochaną młodszą siostrzyczką i zawsze mogę na niego liczyć. Urosłam chyba z 10 centymetrów, gdy to mówił. Razem z Dagmarą miał wspaniałe wesele. Bawiłam się wtedy do białego rana, nie wychodząc z ramion kuzynów, wujków i kolegów Dawida. Mama uznała, że jestem za młoda na to, by na wesele iść z chłopakiem, choć moje koleżanki już od dawna na wszystkich imprezach pojawiały się z osobami towarzyszącymi. Nie kłóciłam się. Jestem mało asertywna i łatwo narzucić mi swoje zdanie.
-Nawet nie wiesz jak chciałabym choć przez chwilę móc się do ciebie przytulić. Na pewno powiedziałbyś mi co mam teraz zrobić…- jak zawsze wiedział. Znał wyjście z każdej sytuacji, nawet tej najtrudniejszej. Tylko raz w życiu widziałam go bezradnego. Wtedy, gdy w wypadku zginęła jego żona i córka, Dawid nie wiedział co ma robić. Tylko wtedy w jego oczach widziałam łzy. Byłam wtedy z nim. Przyjechał po mnie na dworzec, miałam spędzić u niego weekend po powrocie z uczelni. Dojechaliśmy do skrzyżowania i dostrzegliśmy samochód Dagi leżący na dachu, a obok jego wraku leżała ona i Daria. Brat wybiegł z samochodu. Dawid płakał, a ja nie potrafiłam go uspokoić. Nie wiedziałam nawet czy to ma sens. Co ja miałam mu powiedzieć? Nie płacz Dzidek, to przecież nic takiego. Obudzisz się jutro w pustym łóżku ze świadomością, że twoja żona i córka leżą właśnie w zakładzie pogrzebowym. Pozwoliłam mu się wypłakać i wykrzyczeć. To był tylko jeden dzień, w którym sobie na to pozwolił. W dniu pogrzebu nie mówił nic. Pomogłam mu się ubrać. Wybrałam wszystko począwszy od bokserek a skończywszy na skarpetkach. Był zawsze taki silny, a tego jednego dnia taki nieporadny jak dziecko. Serce mi się krajało, gdy łzy spływały po jego policzkach. Do zamknięcia trumien stał między nimi w kaplicy, z miłością spoglądając na żonę i córkę. W kościele ksiądz wygłosił piękne kazanie. Niebanalne. Nie mówił o tym, że tak musiało być, że śmierć jest naturalną koleją rzeczy. Mówił o tym, że na dobrą sprawę żaden czas nie jest dobry na to by umrzeć. Bo czy 7 czy 70 i tak ciężko nam się z tym pogodzić. Dawid nie miał wyjścia. Musiał żyć dalej. Jak chciałam mu pomóc. Nie mogłam przewidzieć, że jego mi zabraknie. Brat podzielił los swoich najbliższych. Aż wierzyć się nie chce, że i jego pochłonął wypadek samochodowy. Jeździł szybko, ale zawsze bezpiecznie i pewnie. Ktoś w niego wjechał. Zginął na miejscu. Nawet nie pozwolono otworzyć trumny, by się z nim pożegnać. Lekarz mówił, że widok był przerażający. Ja się uparłam. Nie bałam się go. Nie bałam się jego pokiereszowanej twarzy, braku prawej ręki czy na siłę złożonej nogi w kształt przypominający dolną kończynę. Nie mogłam tak po prostu puścić go na tamten świat bez pożegnania.
-Od kiedy cię tu nie ma w ogóle nic mi się nie układa. Nawet z Piotrkiem coś jest nie tak, choć on uparcie twierdzi, że wszystko jest w porządku. Myślisz, że może kogoś mieć na boku?- Dawid był pierwszą osobą, której powiedziałam o Nowakowskim. W sumie dzięki niemu się poznaliśmy. Firma mojego brata zajmowała się projektowaniem wnętrz nowych mieszkań w Żyrardowie. Jedno z tych mieszkań miało paść łupem rodziców Piotra, którzy chcieli mu w ten sposób zapewnić jakąś przyszłość i możliwość powrotu w rodzinne strony. Już nawet nie pamiętam co tam było nie tak, ale Dawid osobiście pojechał zobaczyć co się dzieje. Pojechałam tam z nim, była sobota. Rodzice Piotrka przechwycili brata, a ja wkurzona usiadłam na schodach przed drzwiami. Wtedy poznałam swojego przyszłego chłopaka. Poraził mnie wtedy jego wzrost. Gdy stanął naprzeciwko mnie pomyślałam, że jego długie nogi nigdy się nie skończą. Wodziłam ich szlakiem po ciele blondyna, aż w końcu dotarłam do jego twarzy. Śliczny, choć nieśmiały uśmiech zajął mnie bez reszty. Okazało się, że jesteśmy w podobnym wieku. Trochę nie podobało mi się to, że jest siatkarzem, bo miałam trochę spaczone podejście do sportowców. Szybko sprostowałam swój tok myślenia, bo Piotrek w żadnym wypadku nie był facetem, który dzięki sławie i kilku minutom popularności chce zaistnieć w świecie. Zdecydowanie trafił mi się spokojny typ i po kilku randkach, udanych i tych mniej udanych, zostaliśmy parą. Pomagał mi podnieść się po śmierci Dagmary i Darii, ale po śmierci Dawida nie potrafi mi pomóc. Sama nie wiem czy mi można pomóc, ale martwi mnie to, że oddaliliśmy się od siebie. Martwię się, że to moja wina. Blondyn każdego dnia mierzy się z potężną dawką mojego zmarłego brata w postaci wspomnień, zdjęć i nagranych filmów. Tylko to mi przecież zostało. Mówi, że mu to nie przeszkadza, ale on rzadko mówił o tym co go martwi i niepokoi.
-Nie będziesz zły, jeśli usunę część twoich zdjęć z naszego mieszkania? Myślisz, że już powinnam powoli zaczynać żyć na nowo, bez ciebie?- zdjęcie zostawię sobie tylko na tapecie telefonu, w portfelu i w sypialni na szafce nocnej. Usunę ramkę ze zdjęciem Dawida z telewizora, parapetu w salonie, lodówki i ściany w korytarzu. Resztę schowam do pudełka i wsunę pod łóżko. Wiem, że Piotrek tego ode mnie nie wymaga, ale przez ostatni czas zrobiłam z naszego mieszkania poświęcony mu ołtarzyk. Przez kilka pierwszych nocy nie pozwalałam mu nawet spać ze mną w łóżku. On się gnieździł na kanapie, a jego stronę łóżka zajmowała fotografia Dawida. Czas chyba z tym skończyć. I tak będę go miała zawsze blisko, bo jest w moim sercu. On nie będzie miał za złe, że próbuje sobie ułożyć życie, że chcę być szczęśliwa. Bo chcę. Chcę, by z góry widział mój promienny uśmiech, którym zachwycał się przy każdym spotkaniu. Chcę by widział, że dobrze sobie radzę. W końcu zostawił mi po sobie firmę. Od przyszłego poniedziałku już osobiście będę zarządzać perełką brata. Firma zajmuje się projektowaniem i wykańczaniem wnętrz. Dawid od zawsze miał do tego smykałkę. Oboje nie mieliśmy zbyt dużych pokoi w rodzinnym domu, ale on potrafił coś z niczego. Do dziś pamiętam swoją ścianę poświęconą ulubionym zespołom muzycznym. Od początku do końca dbał o to, by niczego mi nie zabrakło. Ja teraz muszę mu się odwdzięczyć pięknym za nadobne. Nie mam pojęcia o kierowaniu firmą i nie wiem czy pomoże mi w tym magisterka na SGGW na kierunku architektura krajobrazu. Oboje doszliśmy do wniosku, że w przyszłości i tak wylądujemy w jednym biurze, więc dobrze byłoby poszerzyć działalność firmy o projektowanie i zakładanie ogrodów. Nawet do głowy mi nie przyszło, że ktoś będzie moim podwładnym, a ja będę zarządzać prawie 150-osobową załogą, nie licząc pracowników administracji i zaopatrzenia.
-Obiecaj mi, że gdy będę robić coś nie tak, to dasz mi jakiś znak. Kto ma mi pomóc jeśli nie ty?- owszem, pomoc oferowała Hania, ale ona teraz musiała wyjechać do swojego chłopaka do Berlina, bo biedny odbywa tam staż, a ona strasznie za nim tęskniła. Nie mogłam powiedzieć przyjaciółce, że ma zostawić narzeczonego i przyjechać do mnie, bo nie wiem jakiego unigruntu używać w nowo powstających mieszkaniach na obrzeżach Częstochowy. On to wszystko wiedział, a ja potrafię tylko wziąć ołówek do ręki i wyobrazić sobie, że mam niewyobrażalnie dużo pieniędzy i mogę sobie pozwolić na wszystko, projektując ogród dla siebie. To mi wychodzi, wyobraźnia nie zna wtedy granic. Będę musiała jednak zmienić swoje nastawienie i zrobić wszystko, by nie zmarnować dorobku brata. Gdyby Piotrek miał inną pracę to na pewno mogłabym na niego liczyć. On jednak często jest poza domem, realizując się na boisku. Uwielbiam na niego patrzeć, gdy zdobywa punkty ze środka boiska, gdy zatrzymuje rywali blokiem albo utrudnia im przyjęcie zagrywki. Uwielbiam, gdy wszyscy jego koledzy wokół szaleją ze zdobytego punktu, a on zachowuje stoicki spokój. Chociaż może powinnam powiedzieć, że uwielbiałam to robić? Po śmierci Dagmary i Darii moje wizyty na siatkarskich halach trochę osłabły. Uznałam, że jestem bardziej potrzebna bratu niż chłopakowi. Piotrek tego nie negował, Dawid prawie siłą wyrzucał z biura, a ja czułam, że i tak muszę być gdzieś blisko niego. Zaniedbałam Piotrka, wiem to doskonale, ale postaram się to teraz zmienić. Wierzę, że nie jest za późno.
-Nie wiem czy przyjdę jutro. Piotrek gra ważny mecz w lidze i chciałabym zobaczyć. Na dobrą sprawę to mógłbyś tam pogadać w niebie z kim trzeba i załatwić pozytywny wynik. Trzymaj się braciszku…- dotykam marmurowej płyty nagrobka, ocierając wierzchem dłoni samotną łzę. Nie chcę już płakać, chcę wrócić do życia…

… wracam do mieszkania. W przedpokoju zdejmuję płaszcz i botki. Od razu uderza mnie antyrama ze rodzinnym zdjęciem brata. Próbuje się za nią zabrać, ale jest powieszona zbyt wysoko. Przypominam sobie w jakich okolicznościach została tu powieszona. Dawid o mały włos o nie wywiercił Piotrkowi dziury w palcu. Śmiechu było co nie miara.
-Piotrek mógłbyś przyjść do mnie na chwilę?- wiem, że jest w domu. Z naszej sypialni wydobywa się cieniutka smuga światła przez uchylone drzwi. Nowakowski pojawia się w przedpokoju. Chyba spał, bo ma czerwone oczy i pomierzwione włosy. Gdy podchodzi, by się przywitać czuję od niego alkohol. Nie pierwszy raz, gdy przychodzę z cmentarza zapach Jack`a Danielsa wydobywa się z ust mojego chłopaka, a ja za każdym razem boję się zapytać, dlaczego pije sam. Nie chcę słyszeć, że przeze mnie. On na swój sposób także przeżył to, co stało się w mojej rodzinie. W końcu znamy się już 5 lat. Obaj panowie lubili siebie i swoje towarzystwo. Gdy zmarł Dawid nawet nie pomyślałam o tym, że on też może cierpieć. Wydawało mi się, że tylko ja mam do tego prawo, bo to mój brat nie żyje.
-Mógłbyś zdjąć to zdjęcie?- spotykam się z jego zdziwionym wzrokiem. Jeszcze parę tygodni temu wytapetowałabym jego zdjęciami całe mieszkanie, a teraz sama proszę o to, by jednego z nich się pozbyć. Piotrek wspina się na palce i robi to, o co go proszę. Omiotłam ostatnim spojrzeniem fotografię i odstawiłam ją kąt, przodem do ściany. Gdy będę jutro wychodzić po zakupy muszę pamiętać, by to zdjęcie znieść do piwnicy. Jest za duże na to, by leżało pod łóżkiem.
-Wszystko w porządku Dociu?- wszystko w porządku? Nie wiem, chyba tak. Nie boli mnie głowa jak po każdym powrocie z cmentarza, nie mam czerwonych oczu od łez i nie trzęsę się z zimna. Rzeczywiście Piotrek ma prawo zapytać czy wszystko w porządku, bo zazwyczaj moje powroty wyglądały zupełnie inaczej. Już tak nie będą.
-Tak. Chodź kotku, napijemy się herbaty.-chciałam zaproponować kieliszek wina, ale ugryzłam się w język. Blondyn wypił już co swoje dzisiejszego wieczoru, a ja bez tych kilku łyków trunku będę potrafiła się obejść. 
Nazywam się Dorota Dębiec, poznajcie moją historię. 

~*~
To nie jest tak, że będę to teraz pisać, ale prolog chce Wam dać do oceny. Ta historia siedzi we mnie od jakiegoś czasu, słabnie i wzmaga się. Będzie dziwna, będzie inna niż wszystkie. 
Piszecie się ze mną na poznawanie historii Doroty?
A właśnie, Dorota. Dedykacja dla Dakoty :* Chyba ze względu na Ciebie zdecydowałam się na to imię :)
Po prawo macie zakładkę z bohaterami i film ze wspomnieniami Doroty o swoim bracie.
Do zobaczenia za jakiś czas ;)))