czwartek, 22 maja 2014

2

Pierwszy dzień w pracy, kilka dni bycia wolną osobą. Ciężko mi było wstać dziś o 7, ale nie miałam wyjścia. Musiałam odrzucić od siebie ból głowy i gardło wołające o ogromne ilości mineralnej wody. W przeciągu kilku dni wypiłam jak na swoje możliwości dość dużo alkoholu. Trochę za dużo. Punkt 8 wstawiłam się w dużym biurowcu, w którym znajduje się siedziba firmy. Przywitało mnie kilka osób. Jedni mieli uśmiechy na ustach, inni grymas twarzy, służący za imitację śmiechu. Nie zamierzam pracowników rozstawiać po kątach. Nie jestem typem przywódcy, który lubi mieć wszystko pod kontrolą. Będę bazować na zaufaniu. Wiem, że Dawid skompletował sobie wspaniały zespół ludzi, którzy wiedzą czego się tutaj od nich oczekuje. Ja będę to wszystko nadzorować, ale bez przesady. Zdecydowanie bardziej wolę zająć się moją działką, czyli projektowaniem powierzchni zielonych.
Przed drzwiami gabinetu zatrzymuje mnie tabliczka. Dorota Dębiec- prezes. Ani mnie to nie ziębi ani nie parzy. Chyba to jeszcze do mnie nie dotarło. Wchodzę do środka ze sporym pudłem. Rozstawiam swoje szpargały po kątach, wyciągam na biurko laptop. Na tapecie zdjęcie moje i Piotrka. Siadam przy biurku i intensywnie się w nie wpatruję. Muszę z tym skończyć. Wykonuję kilka sprawnych ruchów na padzie i zmieniam obraz. Jakieś przypadkowe zdjęcie. Po pomieszczeniu rozchodzi się pukanie do drzwi. Pojawia się w nich moja sekretarka, Amelka. Wydaje jej dyspozycję. Mówię, że kawę będę robić sama. Nie zwykłam wysługiwać się innymi, więc tutaj też nie będę.
-Nie będę potrzebować też kierowcy, więc tę sprawę mamy już z głowy.- przełamałam się i będę przyjeżdżać sama. Może to trochę daleko, ale jak będę wyjeżdżać odpowiednio wcześnie to dam radę w bezpieczny sposób docierać do pracy na 8. Amelia wychodzi. Zostaję sama. Wszystko jest dla mnie takie nowe. Nawet mój strój do mnie nie pasuje. Zawsze śmieszyły mnie te damskie garniturki, a teraz sama mam ich w swoich szafie z 5, by jakoś prezentować się na tym stanowisku. Na razie do lamusa odeszły moje lubione ogrodniczki, ale ja jeszcze kiedyś na pewno przypomnę sobie, że sama lubię grzebać w ziemi i nie muszę się wysługiwać innymi, by wykonać swój projekt.
W gabinecie znów pojawia się sekretarka. Szatynka wtaszcza do środka kosz róż. Nawet  nie umiem powiedzieć ile ich jest. Na pewno dużo. Na pewno więcej niż dostałam kwiatów w całym dotychczasowym życiu.
-W środku jest liścik. Szczęściara z pani, pani Doroto.- na rozmowy o tym, że nie jestem panią Dorotą przyjdzie czas. Podchodzę do kosza i wyciągam ten liścik, choć właściwie i bez tego byłabym w stanie stwierdzić, że bukiet musi pochodzić od Piotrka.

Daj mi szansę to wyjaśnić. O nic nie proszę, tylko o kilka minut rozmowy. Będę czekał o 16 przed firmą. Proszę, nie uciekaj przede mną, musimy porozmawiać.
Kocham Cię
P.
Nie wiem, może ja wyglądam na idiotkę i dlatego otrzymałam od niego taki liścik? Co on chce mi wyjaśnić? Powinien raczej napisać, że chcę się wytłumaczyć, usprawiedliwić. To nawet może być zabawne. Jestem ciekawa jakich argumentów użyje. Kurczowo chwyci się tego, że go zaniedbałam? Międlę kartkę i wyrzucam ją do kosza. Biorę ten kosz i podchodzę z nim do biurka Amelii.
-Zrób coś z tym, najlepiej wywal do śmietnika. I następnym razem nie mów mi, że jestem szczęściarą, bo gówno wiesz o mnie i o moim życiu.- po co ja jej to powiedziałam? Żeby podnieść swoją wartość? Zapewne tak zadziałała moja podświadomość. To chore. Amelia pewnie teraz drży o swoją pracę, biegiem wynosząc kosz kwiatów, a ja siedzę za biurkiem i zastanawiam się jak mam z tego wykręcić. Na początek muszę przeprosić swoją pracownicę. Robię kawę, wyciągam z pudełka mleczną czekoladę i idę do niej. Wyciągam rękę na zgodę.
-Przepraszam. Powinnam ugryźć się w język zanim to powiedziałam. Muszę  się wiele nauczyć, by być panią prezes, a już na pewno tego, że nie przynosi się prywatnych problemów do pracy. Obiecuję, że to się już więcej nie powtórzy.- kostka czekolady działa cuda? W tym przypadku tak, ale ja naprawdę muszę się hamować, by taka sytuacja nie miała już miejsca. Przy okazji pytam jeszcze czy z tego miejsca jest jakieś inne wyjście poza głównym. Nie chcę widzieć się z Piotrkiem, nie mam ochoty z nim rozmawiać. Amelka ma dla mnie złe wiadomości. Owszem jest jedno wyjście, ale akurat teraz jest ono wyłączone z użytku, bo w tej części biurowca jest remont. To moje pierwsze poważne zadanie. Muszę sfinalizować tworzenie działu „architektura krajobrazu”, który ma być moją perełką i odskocznią od problemów. Brak możliwości ewakuacji to chyba dla mnie znak, że muszę się z tym zmierzyć. Może i powinnam. Spędziliśmy w końcu ze sobą tyle lat. Byłam szczęśliwa, czułam się bezpieczna. Te kilka minut ode mnie należy się Nowakowskiego jak psu zupa. Macham ręką, dziękując pracownicy za pomóc. Nie będę jak szczur przed nim uciekać. Nie będę jak struś chować głowy w piasek. Niech sobie nie myśli, że aż tak bardzo mnie zranił, że aż tak bardzo mnie to boli. To cierpienie zostawię tylko dla siebie. Wrócę do swojego nowego mieszkania i wtulę się w miśka. Nie mam pewności czy jego zlane łzami futerko wytrzyma kolejną falę mojej rozpaczy, ale nie mam nikogo. Zadzwoniłabym do Hani, ale nie chcę jej tym obarczać bo wiem, że jutrzejszego dnia stała by już w progu mojego gabinetu, zapominając o swoim życiu. Tak nie mogę. Już wystarczająco skomplikowało się moje, bym teraz miała być przyczyną komplikacji innych…
…wychodzę z biura. Poprawiam włosy, spięte w misternym koku. Nie marzę o niczym innym jak zrzuceniu tego uniformu i wbiciu się w porozciągane dresy. Pierwszy dzień w pracy od razu dał mi w kość. Chyba nie zdawałam sobie sprawy, że ta firma to taki moloch. Dziesiątki rozpoczętych inwestycji, dziesiątki przetargów, do których stają projektanci. Chcą wszystko wygrywać, a ja się zastanawiam jak ja to ogarnę. Chciałam się wyciszyć w skrzydle biura, w którym powstaje moja pracownia, ale tylko się zdenerwowałam. Zupełnie inaczej to sobie zaplanowałam, a zupełnie inaczej przedstawiało się to przed moimi oczami. Nawet kreślarskie biurko jest nie takie, jakie sobie życzyłam. Nie powiedziałam jednak słowa. Pozwolę im wszystko doprowadzić do końca, a potem sobie poprzestawiam wszystko po swojemu. Przez ten nawał obowiązków  zapomniałam o Piotrku. On nie zapomniał. Stoi obok mojego samochodu z bukietem róż, może mniejszym niż ten, którym uraczył mnie rano. Podchodzę do niego. Chce się ze mną przywitać, ale się odsuwam. Bez przesady.
-No to słucham. Powiedz mi co masz do powiedzenia, a potem daj w spokoju pojechać do domu, bo jestem zmęczona.- przyjmuję bukiet, ale bez większej ekscytacji wrzucam go na tylne siedzenie.
-A może pojechaliśmy byśmy na jakąś kawę? Ciężko mi o tym rozmawiać na parkingu.- zgadzam się. Proponuję mu miejsce w moim samochodzie, bo chyba przyszedł tu na pieszo.
-Nie patrz tak na mnie. W końcu się przełamałam i wsiadłam za kółku. Na mecz wtedy też przyjechałam sama, chciałam ci się tym pochwalić, ale wybrałeś inne towarzystwo…- boli fakt, że tak ze sobą rozmawiamy, ale z drugiej strony on nie może ode mnie wymagać cudów.
-Dorota to nie jest tak jak myślisz.- zawsze nie jest tak, jak myśli zdradzona kobieta. Bo to nigdy nie jest tak, że tylko mężczyzna jest winny. Ja wiem, że w naszym przypadku może i tak jest, dołożyłam swoje trzy grosze do tego, by Piotrek poczuł się opuszczony, ale wydawało mi się, że jesteśmy ze sobą na tyle blisko, by o tym rozmawiać. Gdyby mi powiedział, przemówił w jakiś sposób do rozsądku. Nie zrobił tego. Wybrał inne rozwiązanie.
-Spałeś z nią?- wypalam z prosto z mostu. Po co mam słuchać tego, że nie pamiętałam o jego potrzebach, że go zaniedbałam. Ja to wszystko wiem. Może byłabym w stanie mu wybaczyć gdyby powiedział, że szukał przyjaciółki do rozmów, do zwierzeń. On jednak spuszcza głowę i prawie szeptem mówi „Tak”, więc do czego doprowadzi ta rozmowa. Nie jestem w stanie wybaczyć mu zdrady. Podnoszę się ze swojego miejsca, rzucając na stolik 20 złoty za kawę. Piotr łapie mnie za rękę.
-Kocham cię Dociu i będę o ciebie walczył. Wiem, że popełniłem błąd, ale to nic nie zmienia. Nadal jesteś dla mnie najważniejsza. Julita nic dla mnie nie znaczy…- a mnie to już nie obchodzi. Wyrywam swoją dłoń z jego uścisku i wychodzę z kawiarni. Noga w wysokim bucie przekrzywia się. Pieprzone szpilki, których zawsze unikałam jak ognia. Kiedy wchodzę do samochodu, płaczę jak bóbr. Drżącymi dłońmi próbuje zabrać się za prowadzenie auta, ale szybko dochodzę do wniosku, że to nie jest dobry pomysł. Wychodzę z niego i zabezpieczam. Muszę się przejść i uspokoić. Wcześniej wyciągam z bagażnika ulubione trampki. I co z tego, że wyglądam jak idiotka w spodniach w kant i butach do biegania? Mnie jest tak wygodnie.
-Dorota?!- nie chcę się odwracać, choć wiem, że to nie Piotrek. To Lotman. Fajny z niego chłopak, taki pogodny i do pogadania, ale ja dzisiaj nie chcę z nikim rozmawiać. Udaję więc, że go nie słyszę, ale ten nie daje za wygraną. Podbiega do mnie i chwyta za ramię. Odwracam się w jego stronę i chyba przerażam, bo jego mina mówi wiele. No tak, tusz z rzęs zdążył spłynąć, a w podkładzie porobiły się zacieki. Muszę wyglądać koszmarnie.
-Dot chodź, odwiozę cię do domu. Boję się, że może stać się coś złego.- że niby mogę chcieć się zabić? Na pewno nie. Nawet przez chwilę o tym nie pomyślałam. Samobójcy nie idą do nieba, a ja chcę się po śmierci spotkać z Dawidem i jego rodziną. Muszę wypełnić swoją misję tutaj i odejść dopiero wtedy, gdy będę tam potrzebna. Korzystam z propozycji Paula, przynajmniej nie będę musiała się martwić swoim samochodem. Wracamy do niego. Amerykanin zajmuje miejsce kierowcy, ja pasażera. Jeździ bezpiecznie, więc się nie boję. Gdy podjeżdżamy pod dom, Lotman otwiera ze zdziwienia oczy. Mało kto wie, że ta willa należała do mojego brata, a teraz do mnie. Nie lubię się chwalić, a ten dom do najbiedniejszych nie należy. Garaż na cztery samochody, parter, dwa piętra. Duży ogród mojego projektu. Robi wrażenie, ale to co znajduje się w jego wnętrzu dużo mówi o stanie portfela jego poprzedniego właściciela.
-Chodź, w ramach podziękowania zapraszam na kawę. Będziesz moim pierwszym gościem tutaj.- nie zdążyłam się jeszcze nikomu pochwalić, że zmieniłam miejsce zamieszkania. Muszę zadzwonić do rodziców i powiedzieć im, że mój związek z Piotrkiem należy do przeszłości. Mam nadzieję, że blondyn zrobi to samo w stosunku do swoich rodziców, bo nie chciałabym niezręcznych sytuacji.
-To kawa czy może coś mocniejszego? I tak będziesz musiał zamówić taksówkę, więc chyba możesz sobie na to pozwolić?- jest pod wrażeniem, ale kiwa głową na znak, że nie pogardzi odrobiną trunku. Zostawiam go na chwilę na dole i biegnę do garderoby. W pośpiechu zmieniam biurowy uniform na koszulkę z Papą Smerfem i dresowe rybaczki. Czuję, że żyję.
Kiedy schodzę na dół, Lotman siedzi na kanapie. Ogląda album ze zdjęciami. Ślub Dagmary i Dawida oraz chrzciny Darii. Popijając wczoraj whiskey, dobijałam się wspomnieniami.
-Twój brat musiał wiele dla ciebie znaczyć. Rzadko się spotyka taką miłość między rodzeństwem.- wiem, już nie raz to słyszałam. Dla mnie oczywiste, ale wiem, że nie każdy ma taki kontakt z rodzeństwem. Może to też kwestia różnicy wieku? Nie jestem w stanie powiedzieć, że byłoby tak dobrze, gdyby Dawid był niewiele ode mnie starszy. Gdyby tak było, pewnie pralibyśmy się cały czas i darli ze sobą koty. Kiedy ja zaczynałam powoli rozumieć świat, on był już dorosły i częściowo niezależny. Imponował mi. Interesował się mną i troszczył. Gdy powiedziałam mu o Piotrku nie wyobrażał sobie, że nie pozna go dobrze i dopiero wtedy powie mi czy jest mnie wart. Jestem ciekawa co by powiedział teraz. Myślenie o Dawidzie i Piotrku jednocześnie wyraźnie mi nie służą. Stawiam przed przyjmującym szklankę z lekko brązowawą cieczą i dwiema kostkami lody. Ja nie piję bo wiem, że na jednej szklance się nie skończy, a jutro też jest dzień.
-On cię kocha Dorota. Nie wiem co się stało, do czego doszło między nim a Julitą, ale on mimo wszystko cię kocha.- właśnie, jest to mimo wszystko. A ja bym chciała bezwarunkowo, bez żadnych barier i przeciwwskazań. Nie umiałabym z nim być, nie po tym co się stało.
-Nie chcę o tym rozmawiać, wybacz.- wszyscy muszą rozmawiać o naszej sytuacji. Zdążyłam się do tego przyzwyczaić. W szatni Resovi jest gorzej jak w maglu. Nie raz Piotrek przynosił do domu takie plotki, o które nie posądziłabym nawet zagorzałych fanek prywatnego życia innych z mojego dawnego osiedla. Lotman wycofuje się, o nic już więcej nie pyta. Jestem mu za to wdzięczna. Siedzimy w milczeniu. On sączy alkoholowy roztwór, ja dopijam jabłkowy sok. Chce mnie o coś zapytać, czuję to. Nie odważył się jednak na to, za co jestem mu wdzięczna. Aż boję się pomyśleć, że mógłby mi zadać pytanie o moje uczucie do środkowego. Wtedy posypałabym się jak domek z kart, a tak to mogę udawać niezależną i zupełnie pogodzoną ze swoją samotność. Niestety, tylko udawać. 
~*~
Wróciłam, chyba na dobre... Z racji tego, że zdałam dziś maturę ustną z angielskiego to dodaję nowości prawie na wszystkich swoich blogach. Jeszcze nie wiem jak to będzie wyglądać jeśli chodzi o regularność. Chciałabym dodawać coś wszędzie raz na tydzień, ale nie wiem czy mi się uda :)
Zapraszam:
Piętnastka--->tutaj<klik>
XXIII--->tutaj<klik>
#2--->tutaj<klik>