Pierwszy dzień w pracy, kilka dni bycia wolną
osobą. Ciężko mi było wstać dziś o 7, ale nie miałam wyjścia. Musiałam odrzucić
od siebie ból głowy i gardło wołające o ogromne ilości mineralnej wody. W
przeciągu kilku dni wypiłam jak na swoje możliwości dość dużo alkoholu. Trochę
za dużo. Punkt 8 wstawiłam się w dużym biurowcu, w którym znajduje się siedziba
firmy. Przywitało mnie kilka osób. Jedni mieli uśmiechy na ustach, inni grymas
twarzy, służący za imitację śmiechu. Nie zamierzam pracowników rozstawiać po
kątach. Nie jestem typem przywódcy, który lubi mieć wszystko pod kontrolą. Będę
bazować na zaufaniu. Wiem, że Dawid skompletował sobie wspaniały zespół ludzi,
którzy wiedzą czego się tutaj od nich oczekuje. Ja będę to wszystko nadzorować,
ale bez przesady. Zdecydowanie bardziej wolę zająć się moją działką, czyli
projektowaniem powierzchni zielonych.
Przed drzwiami gabinetu zatrzymuje mnie
tabliczka. Dorota Dębiec- prezes. Ani mnie to nie ziębi ani nie parzy. Chyba to
jeszcze do mnie nie dotarło. Wchodzę do środka ze sporym pudłem. Rozstawiam
swoje szpargały po kątach, wyciągam na biurko laptop. Na tapecie zdjęcie moje i
Piotrka. Siadam przy biurku i intensywnie się w nie wpatruję. Muszę z tym
skończyć. Wykonuję kilka sprawnych ruchów na padzie i zmieniam obraz. Jakieś przypadkowe
zdjęcie. Po pomieszczeniu rozchodzi się pukanie do drzwi. Pojawia się w nich
moja sekretarka, Amelka. Wydaje jej dyspozycję. Mówię, że kawę będę robić sama.
Nie zwykłam wysługiwać się innymi, więc tutaj też nie będę.
-Nie będę potrzebować też kierowcy, więc tę
sprawę mamy już z głowy.- przełamałam się i będę przyjeżdżać sama. Może to
trochę daleko, ale jak będę wyjeżdżać odpowiednio wcześnie to dam radę w
bezpieczny sposób docierać do pracy na 8. Amelia wychodzi. Zostaję sama. Wszystko
jest dla mnie takie nowe. Nawet mój strój do mnie nie pasuje. Zawsze śmieszyły
mnie te damskie garniturki, a teraz sama mam ich w swoich szafie z 5, by jakoś
prezentować się na tym stanowisku. Na razie do lamusa odeszły moje lubione
ogrodniczki, ale ja jeszcze kiedyś na pewno przypomnę sobie, że sama lubię
grzebać w ziemi i nie muszę się wysługiwać innymi, by wykonać swój projekt.
W gabinecie znów pojawia się sekretarka.
Szatynka wtaszcza do środka kosz róż. Nawet
nie umiem powiedzieć ile ich jest. Na pewno dużo. Na pewno więcej niż dostałam
kwiatów w całym dotychczasowym życiu.
-W środku jest liścik. Szczęściara z pani,
pani Doroto.- na rozmowy o tym, że nie jestem panią Dorotą przyjdzie czas.
Podchodzę do kosza i wyciągam ten liścik, choć właściwie i bez tego byłabym w
stanie stwierdzić, że bukiet musi pochodzić od Piotrka.
Daj
mi szansę to wyjaśnić. O nic nie proszę, tylko o kilka minut rozmowy. Będę
czekał o 16 przed firmą. Proszę, nie uciekaj przede mną, musimy porozmawiać.
Kocham
Cię
P.
Nie wiem, może ja wyglądam na idiotkę i
dlatego otrzymałam od niego taki liścik? Co on chce mi wyjaśnić? Powinien
raczej napisać, że chcę się wytłumaczyć, usprawiedliwić. To nawet może być
zabawne. Jestem ciekawa jakich argumentów użyje. Kurczowo chwyci się tego, że go
zaniedbałam? Międlę kartkę i wyrzucam ją do kosza. Biorę ten kosz i podchodzę z
nim do biurka Amelii.
-Zrób coś z tym, najlepiej wywal do śmietnika.
I następnym razem nie mów mi, że jestem szczęściarą, bo gówno wiesz o mnie i o
moim życiu.- po co ja jej to powiedziałam? Żeby podnieść swoją wartość? Zapewne
tak zadziałała moja podświadomość. To chore. Amelia pewnie teraz drży o swoją
pracę, biegiem wynosząc kosz kwiatów, a ja siedzę za biurkiem i zastanawiam się
jak mam z tego wykręcić. Na początek muszę przeprosić swoją pracownicę. Robię
kawę, wyciągam z pudełka mleczną czekoladę i idę do niej. Wyciągam rękę na
zgodę.
-Przepraszam. Powinnam ugryźć się w język
zanim to powiedziałam. Muszę się wiele
nauczyć, by być panią prezes, a już na pewno tego, że nie przynosi się
prywatnych problemów do pracy. Obiecuję, że to się już więcej nie powtórzy.-
kostka czekolady działa cuda? W tym przypadku tak, ale ja naprawdę muszę się hamować, by taka sytuacja nie miała już miejsca. Przy okazji pytam jeszcze
czy z tego miejsca jest jakieś inne wyjście poza głównym. Nie chcę widzieć się
z Piotrkiem, nie mam ochoty z nim rozmawiać. Amelka ma dla mnie złe wiadomości.
Owszem jest jedno wyjście, ale akurat teraz jest ono wyłączone z użytku, bo w
tej części biurowca jest remont. To moje pierwsze poważne zadanie. Muszę
sfinalizować tworzenie działu „architektura krajobrazu”, który ma być moją
perełką i odskocznią od problemów. Brak możliwości ewakuacji to chyba dla mnie
znak, że muszę się z tym zmierzyć. Może i powinnam. Spędziliśmy w końcu ze sobą
tyle lat. Byłam szczęśliwa, czułam się bezpieczna. Te kilka minut ode mnie
należy się Nowakowskiego jak psu zupa. Macham ręką, dziękując pracownicy za
pomóc. Nie będę jak szczur przed nim uciekać. Nie będę jak struś chować głowy w
piasek. Niech sobie nie myśli, że aż tak bardzo mnie zranił, że aż tak bardzo
mnie to boli. To cierpienie zostawię tylko dla siebie. Wrócę do swojego nowego
mieszkania i wtulę się w miśka. Nie mam pewności czy jego zlane łzami futerko
wytrzyma kolejną falę mojej rozpaczy, ale nie mam nikogo. Zadzwoniłabym do
Hani, ale nie chcę jej tym obarczać bo wiem, że jutrzejszego dnia stała by już
w progu mojego gabinetu, zapominając o swoim życiu. Tak nie mogę. Już
wystarczająco skomplikowało się moje, bym teraz miała być przyczyną komplikacji
innych…
…wychodzę z biura. Poprawiam włosy, spięte w
misternym koku. Nie marzę o niczym innym jak zrzuceniu tego uniformu i wbiciu
się w porozciągane dresy. Pierwszy dzień w pracy od razu dał mi w kość. Chyba
nie zdawałam sobie sprawy, że ta firma to taki moloch. Dziesiątki rozpoczętych
inwestycji, dziesiątki przetargów, do których stają projektanci. Chcą wszystko
wygrywać, a ja się zastanawiam jak ja to ogarnę. Chciałam się wyciszyć w
skrzydle biura, w którym powstaje moja pracownia, ale tylko się zdenerwowałam.
Zupełnie inaczej to sobie zaplanowałam, a zupełnie inaczej przedstawiało się to
przed moimi oczami. Nawet kreślarskie biurko jest nie takie, jakie sobie
życzyłam. Nie powiedziałam jednak słowa. Pozwolę im wszystko doprowadzić do
końca, a potem sobie poprzestawiam wszystko po swojemu. Przez ten nawał
obowiązków zapomniałam o Piotrku. On nie
zapomniał. Stoi obok mojego samochodu z bukietem róż, może mniejszym niż ten,
którym uraczył mnie rano. Podchodzę do niego. Chce się ze mną przywitać, ale
się odsuwam. Bez przesady.
-No to słucham. Powiedz mi co masz do
powiedzenia, a potem daj w spokoju pojechać do domu, bo jestem zmęczona.-
przyjmuję bukiet, ale bez większej ekscytacji wrzucam go na tylne siedzenie.
-A może pojechaliśmy byśmy na jakąś kawę?
Ciężko mi o tym rozmawiać na parkingu.- zgadzam się. Proponuję mu miejsce w
moim samochodzie, bo chyba przyszedł tu na pieszo.
-Nie patrz tak na mnie. W końcu się
przełamałam i wsiadłam za kółku. Na mecz wtedy też przyjechałam sama, chciałam
ci się tym pochwalić, ale wybrałeś inne towarzystwo…- boli fakt, że tak ze sobą
rozmawiamy, ale z drugiej strony on nie może ode mnie wymagać cudów.
-Dorota to nie jest tak jak myślisz.- zawsze
nie jest tak, jak myśli zdradzona kobieta. Bo to nigdy nie jest tak, że tylko
mężczyzna jest winny. Ja wiem, że w naszym przypadku może i tak jest, dołożyłam
swoje trzy grosze do tego, by Piotrek poczuł się opuszczony, ale wydawało mi
się, że jesteśmy ze sobą na tyle blisko, by o tym rozmawiać. Gdyby mi powiedział,
przemówił w jakiś sposób do rozsądku. Nie zrobił tego. Wybrał inne rozwiązanie.
-Spałeś z nią?- wypalam z prosto z mostu. Po
co mam słuchać tego, że nie pamiętałam o jego potrzebach, że go zaniedbałam. Ja
to wszystko wiem. Może byłabym w stanie mu wybaczyć gdyby powiedział, że szukał
przyjaciółki do rozmów, do zwierzeń. On jednak spuszcza głowę i prawie szeptem
mówi „Tak”, więc do czego doprowadzi ta rozmowa. Nie jestem w stanie wybaczyć
mu zdrady. Podnoszę się ze swojego miejsca, rzucając na stolik 20 złoty za
kawę. Piotr łapie mnie za rękę.
-Kocham cię Dociu i będę o ciebie walczył.
Wiem, że popełniłem błąd, ale to nic nie zmienia. Nadal jesteś dla mnie
najważniejsza. Julita nic dla mnie nie znaczy…- a mnie to już nie obchodzi.
Wyrywam swoją dłoń z jego uścisku i wychodzę z kawiarni. Noga w wysokim bucie
przekrzywia się. Pieprzone szpilki, których zawsze unikałam jak ognia. Kiedy
wchodzę do samochodu, płaczę jak bóbr. Drżącymi dłońmi próbuje zabrać się za
prowadzenie auta, ale szybko dochodzę do wniosku, że to nie jest dobry pomysł.
Wychodzę z niego i zabezpieczam. Muszę się przejść i uspokoić. Wcześniej
wyciągam z bagażnika ulubione trampki. I co z tego, że wyglądam jak idiotka w
spodniach w kant i butach do biegania? Mnie jest tak wygodnie.
-Dorota?!- nie chcę się odwracać, choć wiem,
że to nie Piotrek. To Lotman. Fajny z niego chłopak, taki pogodny i do
pogadania, ale ja dzisiaj nie chcę z nikim rozmawiać. Udaję więc, że go nie
słyszę, ale ten nie daje za wygraną. Podbiega do mnie i chwyta za ramię.
Odwracam się w jego stronę i chyba przerażam, bo jego mina mówi wiele. No tak,
tusz z rzęs zdążył spłynąć, a w podkładzie porobiły się zacieki. Muszę wyglądać
koszmarnie.
-Dot chodź, odwiozę cię do domu. Boję się, że
może stać się coś złego.- że niby mogę chcieć się zabić? Na pewno nie. Nawet
przez chwilę o tym nie pomyślałam. Samobójcy nie idą do nieba, a ja chcę się po
śmierci spotkać z Dawidem i jego rodziną. Muszę wypełnić swoją misję tutaj i
odejść dopiero wtedy, gdy będę tam potrzebna. Korzystam z propozycji Paula,
przynajmniej nie będę musiała się martwić swoim samochodem. Wracamy do niego.
Amerykanin zajmuje miejsce kierowcy, ja pasażera. Jeździ bezpiecznie, więc się
nie boję. Gdy podjeżdżamy pod dom, Lotman otwiera ze zdziwienia oczy. Mało kto
wie, że ta willa należała do mojego brata, a teraz do mnie. Nie lubię się
chwalić, a ten dom do najbiedniejszych nie należy. Garaż na cztery samochody,
parter, dwa piętra. Duży ogród mojego projektu. Robi wrażenie, ale to co
znajduje się w jego wnętrzu dużo mówi o stanie portfela jego poprzedniego
właściciela.
-Chodź, w ramach podziękowania zapraszam na
kawę. Będziesz moim pierwszym gościem tutaj.- nie zdążyłam się jeszcze nikomu
pochwalić, że zmieniłam miejsce zamieszkania. Muszę zadzwonić do rodziców i
powiedzieć im, że mój związek z Piotrkiem należy do przeszłości. Mam nadzieję,
że blondyn zrobi to samo w stosunku do swoich rodziców, bo nie chciałabym
niezręcznych sytuacji.
-To kawa czy może coś mocniejszego? I tak
będziesz musiał zamówić taksówkę, więc chyba możesz sobie na to pozwolić?- jest
pod wrażeniem, ale kiwa głową na znak, że nie pogardzi odrobiną trunku.
Zostawiam go na chwilę na dole i biegnę do garderoby. W pośpiechu zmieniam
biurowy uniform na koszulkę z Papą Smerfem i dresowe rybaczki. Czuję, że żyję.
Kiedy schodzę na dół, Lotman siedzi na
kanapie. Ogląda album ze zdjęciami. Ślub Dagmary i Dawida oraz chrzciny Darii.
Popijając wczoraj whiskey, dobijałam się wspomnieniami.
-Twój brat musiał wiele dla ciebie znaczyć.
Rzadko się spotyka taką miłość między rodzeństwem.- wiem, już nie raz to
słyszałam. Dla mnie oczywiste, ale wiem, że nie każdy ma taki kontakt z
rodzeństwem. Może to też kwestia różnicy wieku? Nie jestem w stanie powiedzieć,
że byłoby tak dobrze, gdyby Dawid był niewiele ode mnie starszy. Gdyby tak
było, pewnie pralibyśmy się cały czas i darli ze sobą koty. Kiedy ja zaczynałam
powoli rozumieć świat, on był już dorosły i częściowo niezależny. Imponował mi.
Interesował się mną i troszczył. Gdy powiedziałam mu o Piotrku nie wyobrażał
sobie, że nie pozna go dobrze i dopiero wtedy powie mi czy jest mnie wart.
Jestem ciekawa co by powiedział teraz. Myślenie o Dawidzie i Piotrku
jednocześnie wyraźnie mi nie służą. Stawiam przed przyjmującym szklankę z lekko
brązowawą cieczą i dwiema kostkami lody. Ja nie piję bo wiem, że na jednej
szklance się nie skończy, a jutro też jest dzień.
-On cię kocha Dorota. Nie wiem co się stało,
do czego doszło między nim a Julitą, ale on mimo wszystko cię kocha.-
właśnie, jest to mimo wszystko. A ja bym chciała bezwarunkowo, bez żadnych
barier i przeciwwskazań. Nie umiałabym z nim być, nie po tym co się stało.
-Nie chcę o tym rozmawiać, wybacz.- wszyscy
muszą rozmawiać o naszej sytuacji. Zdążyłam się do tego przyzwyczaić. W szatni
Resovi jest gorzej jak w maglu. Nie raz Piotrek przynosił do domu takie plotki,
o które nie posądziłabym nawet zagorzałych fanek prywatnego życia innych z
mojego dawnego osiedla. Lotman wycofuje się, o nic już więcej nie pyta. Jestem
mu za to wdzięczna. Siedzimy w milczeniu. On sączy alkoholowy roztwór, ja
dopijam jabłkowy sok. Chce mnie o coś zapytać, czuję to. Nie odważył się jednak
na to, za co jestem mu wdzięczna. Aż boję się pomyśleć, że mógłby mi zadać
pytanie o moje uczucie do środkowego. Wtedy posypałabym się jak domek z kart, a
tak to mogę udawać niezależną i zupełnie pogodzoną ze swoją samotność.
Niestety, tylko udawać.
~*~
Wróciłam, chyba na dobre... Z racji tego, że zdałam dziś maturę ustną z angielskiego to dodaję nowości prawie na wszystkich swoich blogach. Jeszcze nie wiem jak to będzie wyglądać jeśli chodzi o regularność. Chciałabym dodawać coś wszędzie raz na tydzień, ale nie wiem czy mi się uda :)
Zapraszam:
Piętnastka--->tutaj<klik>
XXIII--->tutaj<klik>
#2--->tutaj<klik>
Zapraszam:
Piętnastka--->tutaj<klik>
XXIII--->tutaj<klik>
#2--->tutaj<klik>