Wyciągnęłam z szafy piotrkową koszulkę z
zamiarem przywdziania jej na dzisiejsze spotkanie. Wzięłam tę czarną przez
wzgląd na żałobę. Od dawna nie miałam na sobie nic prócz czarnego swetra i
czarnych jeansów. Nie mówiłam Piotrkowi, że będę na meczu. Zostawiłam sobie ten
bufor bezpieczeństwa na to, że w ostateczności moje plany mogą spalić na
panewce. Nie spaliły się. Przypominając sobie, że istnieje coś takiego jak
podkład i tusz do rzęs, wyszłam z mieszkania i skierowałam się na przystanek.
Na osiedlowym parkingu stoi moje auto. Kusi mnie. Cholernie mnie kusi, by do
niego wsiąść, ale nie wiem czy powinnam. Od śmierci Dawida nie prowadziłam
auta, a i samo podróżowanie na miejscu pasażera przestało sprawiać mi frajdę.
Muszę się jednak odważyć. Nie chcę spędzać niebotycznie dużej ilości czasu w
komunikacji miejskiej na dojazdach do pracy i z powrotem. Podchodzę bliżej,
szukając w torbie zapasowych kluczyków. Jedne wiszą w domu. Przejeżdżam palcem
po karoserii. Przypominam sobie widok samochodu bratowej zaraz po wypadku.
Pamięć sama przywołuje niechciany obraz po ostatnim pożegnaniu z bratem. To
wszystko sprawia, że odchodzę kilka kroków od samochodu z myślą, że nigdy już
nie będę prowadzić. Zatrzymuję się. Podświadomość podpowiada, by spróbować.
Pogoda jest dobra. Jak na początek grudnia nie jest zbyt ślisko, nie zalega
śnieg i wszędzie można się dostać bez problemu. Wracam się. Otwieram
automatycznie zamek w drzwiach i wsiadam do środka. Tak długo nie siedziałam po
tej stronie. Za długo. Nie wiem czy potrafię, nie wiem czy chcę. Wkładam kluczyk
do stacyjki. Robię standardowe przygotowanie do jazdy. Odpalam silnik. Przeraża
mnie ten dźwięk, ale nie wycofam się. Wrzucam wsteczny i powoli wyjeżdżam z
parkingowego miejsca. Boję się, ale jadę dalej. Walczę ze sobą i własną
słabością. Każdy kilometr więcej na liczniku sprawia, że boję się coraz
bardziej. W głowie zaraz pojawia się myśl co może się stać. Jadę wolno, ale
ktoś może nie przestrzegać zasad na drodze. Mogę zginąć tylko dlatego, że jakiś
wariat jedzie „wczorajszy” albo myśli, że te kilka minut wcześniej na miejscu
go zbawi. Staram się jechać tak, by nie utrudniać ruchu, choć z chęcią nie
przekraczałabym 20. Gdy widzę na horyzoncie Podpromię, oddycham z ulgą.
Dojechałam, dałam radę. Jestem ciekawa reakcji Piotrka gdy się o tym dowie. Jestem
pewna, że się ucieszy. Będzie myślał, że jego Docia wraca do niego.
-Dorota?!- zdziwiona Iwona Ignaczak biegnie w
moim kierunku. Jej radosny okrzyk sprawia, że moją obecność zauważa więcej
osób. Z samochodu wychodzi Natalia Akhrem. Czuję się jak widmo, które nie było
tu dawno widziane. Przyjmuję uściski od koleżanek i odpowiadam na setki pytań.
Dziewczyny omijają te związane z samopoczuciem po śmierci brata, a ja jestem im za to wdzięczna. Podejrzewam, że rozmowa o nim mogłaby zatracić mój cały zapał i
chęć do działania.
-Chodźcie, chłopaki czekają!- pierwsza pewnym
krokiem zmierzam w kierunku hali. W jej środku także czeka mnie powitanie ze
strony pana Mietka, ochroniarza oraz pani Danusi, bileterki. Nawet nie
myślałam, że wszystkim tak brakowało mojej osoby tutaj. Aż się boję pomyśleć
jak bardzo przez ten czas brakowało mnie Piotrkowi. Będę dziś dopingować go z
całych sił, by chociaż w ten sposób jakoś to wszystko mu wynagrodzić. Siadamy z
dziewczynami na swoich miejscach. Zawsze trzymamy się razem, zajmując miejsca
wśród kibiców. Już raz siedziałam w loży dla VIP-ów i chyba jeszcze nigdy tak
się nie wynudziłam, jak właśnie tam. Zawodnicy Zaksy już się rozgrzewają, zaraz
po nich wychodzą zawodnicy rzeszowskiej drużyny. Mojej drużyny, drużyny mojego
chłopaka. Chciałabym, by przez chwilę popatrzył w moją stronę, ale się nie
udaje. Jest skupiony. Odbija piłkę w parze razem z Grześkiem Kosokiem. Fakt,
siedzę trochę w niewidocznym miejscu, ale jego wzrok kilka razy uciekł w stronę
właśnie tego sektora dla „wybrańców”. Może nie wiem nic o przyjeździe jego
rodziców albo brata? Nie no, na pewno by mi powiedział, bo wtedy zatrzymaliby
się w naszym mieszkaniu. Musi chodzić o coś zupełnie innego. Nie zastanawiam
się nad tym. Mecz się rozpoczyna. Pierwszy raz od bardzo dawna coś tak bardzo
mnie zajmuje, bez reszty pochłania moje myśli. Klaszczę, skaczę i krzyczę.
Przyjemnie jest patrzeć na twarz ukochanego mężczyzny, który kolejny raz odnosi
zwycięstwo, który przyczynia się do końcowego sukcesu.
Gdy mecz się kończy, kibice ruszają z miejsc, by
przy trybunach złapać swoich ulubieńców. Ja chcę złapać jednego, prywatnego
ulubieńca. Moje współtowarzyski rozchodzą się po hali w poszukiwaniu swoich
mężczyzn. Ja już swojego namierzyłam. Stoję już jedną nogą na parkiecie i już chcę
głośniej krzyknąć jego imię, gdy dostrzegam jego ręce obejmujące inną kobietę.
Nie znam jej. Nie przypominam sobie, by w naszym otoczeniu była jakaś blondynka
o cholernie idealnej figurze i nienagannym stylu. Stoję w miejscu, czując na
swoim ramieniu dłoń Iwony.
-Myśleliśmy, że to wasza znajoma. Nie chcę nic
mówić Dorotko, ale już kilka razy widziałam ją tutaj.- uśmiecham się krzywo. Co
mam jej powiedzieć? Że najprawdopodobniej mój Piotrek ma romans? Jak mam
odbierać te słówka szeptane do uszka? Kiedy jego usta całują czubek jej głowy,
moje serce zaciska się w bolesnym skurczu. Ta część odpowiedzialna za miłość do
Nowakowskiego niemiłosiernie boli.
-Idź i pokaż mu, że tu jesteś. To nie może się
tak skończyć.- to się właśnie tak kończy. Nie będę się przed nim płaszczyć. Nie
będę robić scen zazdrości. Odejdę z godnością. Przelotnie całuję policzek
Ignaczak i w miarę ukradkiem wychodzę z hali. Zakładam płaszcz i naciągam na
głowę kaptur. Kiedy znajduję się we wnętrzu samochodu, wybucham. Nie potrafię
opanować łez i tego wycia bezsilności. Straciłam go. Czemu mam poczucie winy?
Czemu mi się wydaje, że zasłużyłam sobie na to? Zaniedbałam go. Zajęłam się
sobą i zapomniałam o tym, że on też ma potrzeby, że też potrzebuje wsparcie z
mojej strony. Nie znalazł go, więc szukał. Znalazł. Dźwięk silnika już mnie nie
przeraża. Jadę zdecydowanie szybciej, bez tej szczególnej ostrożności.
Instynktownie samochód prowadzę w kierunku cmentarza. Parkuję przy głównej
bramie i wysiadam. Nie myślałam, że tak szybko przyjdę w to miejsce po
ostatniej wizycie. Gdzie mam iść, gdy nie idzie i nie wiem co robić? Kto
pocieszy moje zranione serce? Świadomość, że jestem blisko brata.
-Straciłam go braciszku. Chyba na własne
życzenie. Przestał mnie kochać, a ja w momencie kiedy widziałam, że go tracę
poczułam, jak bardzo mi na nim zależało i zależy nadal.- paradoks prawda?
Najbardziej pożądamy tego co już stracone albo nieosiągalne. Siedzę na ławce i
płaczę. Nie zauważam, że zaczyna padać deszcz. Łzy mieszają się opadami
atmosferycznymi. Robi się zimno, pewnie jest poniżej 0. Nie powinnam tu
siedzieć w tym cienkim płaszczu i bez szalika i rękawiczek. Powinnam wracać do
domu, ale nie chcę. Nie mam gdzie wrócić. Nie chcę się teraz spotykać z
Piotrkiem, nie dzisiaj. Muszę sobie to ułożyć w głowie na spokojnie. Zastanowić
się co mu powiem.
-Zostałam już zupełnie sama. Nie chcę tak
żyć…- co to za życie. Zaczyna padać deszcz. Rzęsisty. Jego strugi zacinają mi w
twarz. Jest mi piekielnie zimno. Trzęsę się cała, ale nie wstaję z ławki.
Uparcie liczę na to, że posiedzę tu jeszcze chwilę i zrobi mi się lepiej. Nie
jest tak. Jest gorzej. Kicham. Przepłacę tę wizytę tutaj porządnym
przeziębieniem. Nigdy nie należałam do osób odpornych.
-Niech pani idzie już do domu, bo się
przeziębi. Jutro pani przyjdzie.- głos jest mi znany. Ja sama jestem znana na
tym cmentarzu, w końcu jestem tu od jakiegoś czasu codziennie. I chyba znów do
tego wrócę. Miałam żyć na nowo, ale teraz nie mam motywacji. Chciałam dla
Piotrka wrócić do normalności, ale on jej poszukał w ramionach innych. Wracam
do domu. chociaż to teraz nie jest już dom. To cztery ściany, w których będę
musiała odbyć najtrudniejszą rozmowę życia. Będę musiała powiedzieć
Nowakowskiemu, że widziałam go z inną, że nie chce już z nim mieszkać. Co
zrobię? Nie chcę wracać do rodziców, bo nie zwykłam wchodzić dwa razy do tej
samej rzeki. Zresztą nie chcę im dać satysfakcji. Nie byli zadowoleni faktem,
że wyprowadzam się do Piotrka. Ojciec mówił, że to pochopna decyzja, że będę
żałować. Nie chcę słuchać na każdym kroku „ A nie mówiłam…”. Będę musiała
zamieszkać w mieszkaniu Dawida. Klucze mam przy sobie, bo mieszkanie także jest
na mnie. Brat po śmierci żony i córki wszystko zapisał na mnie. Nawet nie
wiedziałam, że spisał testament. Gdybym wiedziała, na pewno bym to zanegowała.
Mam 26 lat i jestem obrzydliwie bogata. Mam 120 -metrowe mieszkanie w
centrum Rzeszowa, ze trzy razy większy dom na obrzeżach miasta, domek na
mazurach. Do tego muszę doliczyć dwa samochody. Wysłużoną Hondę civic i
terenowe Volvo. Po co mi to wszystko, skoro jestem sama jak pies? Myślałam, że
kiedyś z Piotrem przeniesiemy się do tego domu po bracie. Gdzieś przecież w
głowie odbijały się plany związane ze ślubem, z dziećmi. Chciałam stworzyć
wspaniałą rodzinę na miarę tej, jaką miałam sama. Nie wyszło na razie i kto wie
czy wyjdzie kiedyś. Nie mam siły przechodzić od nowo tego wszystkiego. Nie wiem
nawet czy umiałabym pokochać kogoś równie mocno jak siatkarza. Na chwilę obecną
wydaje mi się to nie możliwe…
…kiedy wracam do mieszkania dochodzi prawie
północ. Piotrek jest w domu, bo w sypialni znów jest zapalone światło. Chciałam
bezszelestnie przemknąć do łazienki, ale nie wyszło. Niechcący potrąciłam
parasol stojący w rogu mieszkania. W mgnieniu oka obok mnie pojawił się
blondyn. Był wyraźnie zmartwiony, ale i szczęśliwy zarazem. Martwił się o mnie?
Zupełnie niepotrzebnie. Jestem ciekawa jak długo by mnie okłamywał, gdybym nie
wybrała się dzisiaj na ten mecz. Nie wierzę, że mój Piotrek mógł zachować się w
tak dwulicowy sposób. Nie miałam pojęcia, że tak lubuje się w podwójnym życiu.
-Martwiłem się o ciebie. Gdzie ty byłaś tyle
czasu?! Do tego jesteś przemoczona do ostatniej nitki!- podnosi głos, ale
przytula do siebie mocno. Brakowało mi tego. Chłonę jego obecność jak gąbka
wodę. Tak bardzo chciałam się do niego przytulić po meczu i powiedzieć, że się
zmienię, że będę Docią w której się zakochał. Na myśl, że inna przytula się do
niego w taki sam sposób jak ja, robi mi się nie dobrze. Odsuwam się od niego.
Mam plan. Chcę, by poczuł, że zabolało mnie to. Nie chcę prosto z mostu
powiedzieć mu o tym, że widziałam go z inną. Chcę, by go dotknęła ta wiadomość.
Mam plan. Chytry i cyniczny. Serce zimne jak lód mi w tym pomoże, zrobię to bez
emocji.
Ściągam z siebie mokre ubrania. Powinnam to
zrobić w łazience, ale robię na jego oczach.
Koszulka przykleiła się do mojego ciała. Zdejmuję ją i rzucam w kąt.
Koronkowy stanik także jest wilgotny, więc pozbywam się go.
-Dociu co ty robisz?
-Chcę się z tobą kochać Piotrusiu…- na dowód
tych słów razem z mokrymi spodniami ściągam figi. Jestem zupełnie naga. Z
trudem opanowuję drżenie ciała. Jakby nie patrzył jest mi trochę zimno.
Nowakowski nie podejmuje rękawicy. Jest oszołomiony. Nie pozwoliłam mu się
dotknąć od pogrzebu Dawida. Nie uprawialiśmy seksu przez trzy miesięcy. Może to
rzeczywiście za długo. Może to ja jestem winna tego, że Piotrek znalazł sobie
inną. Odrzucam tę myśl od siebie. Gram z nim. Opieram się o ścianę, unosząc
ręce do góry. Ma przed sobą zarys mojej figury, podobno idealnej. Chwytam jego
dłonie i kieruje je na swój biust. Piotrek zaczyna pracować. Ugniata je lekko,
przeciskając przez palce brodawki. Nie mówi nic, ja też już nic nie mówię. Bierze
mnie w ramiona i zanosi do sypialni. Całuje moje usta, schodzi niżej i niżej.
Gdy zatrzymuje się blisko mojej kobiecości, zaciskam nogi. On myśli, że to taka
gra wstępna, że tak łatwo mu się nie dam. Znów wraca do moich ust, a gdy nasz
wzrok się spotyka, patrzę na niego chłodno.
-Aż tak bardzo ci tego brakowało, że
postanowiłeś znaleźć sobie inną?- czyż nie wykazałam się cynizmem? Rozbudziłam
go do granic możliwości, zadziałam na jego męskość. Pozwoliłam mu uwierzyć, że
może wracać od innej do mnie i udawać, że nic się nie stało. A stało się. On
teraz też to wie, bo ja się zorientowałam.
Miał na pewno inny plan. Każdy zdradzający mężczyzna ma inny plan.
-Dorota ja…
-…ja mam inną kobietę, dlatego uważam, że nie
powinniśmy się już spotykać. Pokazałem swoim zachowaniem, że nic dla mnie nie
znaczysz. No, ale z drugiej strony kotku co ty sobie myślałaś, że ja nie mam
swoich potrzeb? Nie dawałaś dupy przez trzy miesiące więc wybacz, ale musiałem
sobie kogoś znaleźć.- kończę za niego. Jest w szoku. Nie wie co powiedzieć. Nie
wiem nawet czy nie zapomniał, że istnieje coś takiego jak mowa. Wstaję z łóżka,
zabierając z fotela swój szlafrok.
-Nie musisz szukać nowego mieszkania, ja się
jutro wyprowadzę. To koniec Piotrek. Nie zaprzeczyłeś, nawet nie próbowałeś
kłamać. Wykazałeś się szczerością, ale szkoda, że tak późno. Byłam dziś na
hali. Chciałam cię wspierać i pokazać, że wracam do ciebie. Nie miałam do kogo,
niestety…- Dorota Dębiec skazana na samotność. Całkowitą.
~*~
Wracam po tak długiej przerwie, że sama nie wiem czemu zaczynam akurat od tej historii. Może dlatego, że jestem pod wrażeniem wyczynu drużyny z Rzeszowa? "Nigdy nie lekceważ serca mistrza"-najpiękniejsze słowa jakie ostatnio dane było mi przeczytać. Kochane czytelniczki możecie być dumne ze swojego klubu. Mówi Wam to zdeklarowany kibic Skry.
Za dwa tygodnie matura...Mam nadzieję, że pójdzie dobrze.
Pozdrawiam oraz Wesołych Świąt Wam życzę! :*